Reklama

Usypianie dziecka to czasem jest wyzwanie. Nie dlatego, że coś robisz źle, ale dlatego, że każde dziecko ma swoje potrzeby, których oczywiście jeszcze nie potrafi wypowiedzieć. Czujna mama jednak w końcu nauczy się niemowlęcego języka i zrozumie (czasem metodą prób i błędów) czego oczekuje pociecha.

Interesuje cię ten temat? Zapisz się na newsletter i nie przegap kolejnego wpisu »

Jest wiele metod usypiania bobasów, za chwilę o nich opowiem. Jest jednak jeden wspólny mianownik, który łączy je wszystkie: rytm i rutyna. Codzienny rytm, rytuał wręcz, którego trzeba się trzymać, żeby osiągnąć zamierzony efekt. Im szybciej zostanie wprowadzony, tym szybciej dziecko zrozumie przekaz i poczuje się bezpiecznie. A z dzieckiem czującym się bezpiecznie, nawet jeśli nie zna się „bobasiego” języka, o wiele łatwiej da się dogadać. I to nie tylko w sprawie drzemek.

  1. Jestem blisko. Metoda wymyślona przez Tracy Hogg zakłada, że dziecko ląduje w swoim łóżeczku jeszcze zanim zaśnie. Rodzic siada obok i czeka, aż pociechę zmorzy sen. Oczywiście w razie potrzeby np. płaczu można pogłaskać, przytulić i z powrotem do łóżeczka. A ty wciąż obok. Maluch czuje obecność rodzica, który oczywiście reaguje w razie potrzeby, ale ogólnie ma tylko być i już. W ten sposób dziecko wygodnie, bezpiecznie i w poczuciu bliskości, spokojnie zasypia.
  2. Chcesz porozmawiać z pedagogiem on-line? Kliknij po więcej informacji»

  3. Trochę popłacze i zaśnie to metoda wymyślona przez Eduarda Estivilla, który zaleca pozostawianie dziecka samego w łóżeczku przez dokładnie określony czas: 1, 3, 5, 7 minut – każdego dnia trochę dłużej. Jeśli malec płacze, to i tak należy odczekać ten wyznaczony czas i dopiero wtedy przyjść i utulić. Wyjść i od nowa. Oczywiście wzbudza to wiele kontrowersji, choć jest wielu rodziców, którzy ją chwalą. Dla mnie jednak bliskość jest ważniejsza niż matematyczne odliczanie czekania i płaczu. Stosowałabym ją więc tylko w ostateczności.
  4. W zupełnej sprzeczności do powyżej opisanej metody stoją William i Martha Sears, którzy proponują wspólne spanie z dzieckiem. Zwłaszcza w pierwszych miesiącach życia. Zakładają, że bliskość rodziców na tyle uspokoi dziecko, że nie będzie miało kłopotów z zaśnięciem. Wspominają o wygodzie, kiedy malec budzi się w nocy na karmienie, nie trzeba wtedy wstawać, wiadomo. Przeciwnicy spania z dzieckiem w jednym łóżku oczywiście dorzucają tu swoje trzy grosze na temat bezpieczeństwa. Więcej o tym pisałam już kiedyś: Współspanie czyli niespanie? Jak namówić dziecko do polubienia własnego łóżka.
  5. Jak dla mnie, stare, sprawdzone metody są najlepsze. Harvey Karp doradza to, co już od wieków znają matki na całym świecie, czyli owijanie maluszka przed snem, tak żeby czuł się bezpieczny jak w łonie mamy. I dużo przytulania. Czyli po prostu doktor poleca budowanie więzi między matką a dzieckiem w najcieplejszy z możliwych sposobów.

To co mnie jeszcze ucieszyło w poradach tego konkretnego psychologa, to fakt, że oprócz przytulania, rekomenduje także mruczenie, mamrotanie, chiche śpiewanie dziecku. Nie od dziś wiadomo, że buczenie i stłumione warkoty np. suszarki do włosów czy pralki bywają dla wielu dzieci ukojeniem przed snem. Dlaczego? Bo te odgłosy przypominają to, co dzieci słyszały będąc w łonie mamy tzw. biały szum.

 Na bazie doświadczeń z usypianiem dzieci powstała zabawka, którą badałam z pewnym niedowierzaniem. Na początku myślałam, że to kolejny gadżet dla rodziców. Dlatego zrobiłam dość obszerny wywiad z mamami, które tę zabawkę znają, mają w domu, doświadczenia z Whisbearami za nimi. A oto wyniki.

  • Większość mam intensywnie tzn. do prawie każdego usypiania używa zabawki do usypiania dziecka.
  • Miś sprawdza się podczas usypiania kiedy dziecko jest spokojne, w normalnych warunkach. Gorzej z uspokojeniem maluchów podczas bolesnych kolek – wtedy ramiona rodziców są niezastąpione (co nie znaczy, że nie ma dzieci, na które i wtedy miś nie działa, bo są i to sporo).
  • Sprawdza się podczas spacerów i wyjazdów np. do rodziny, gdzie obce zapachy i środowisko, a szumiący przyjaciel znajomy, ten sam i zawsze gotowy poszumieć.
  • Jak już dziecko wkręci się w Whispbeara to zabawka na wiele miesięcy, więc szykujcie zapas baterii.
  • Mamy nie traktują go jako gadżet wyręczający w rodzicielskich obowiązkach, ale użyteczną i ładną przy okazji pomoc. Whisbear jest lepszy od suszarki (wysuszającej powietrze i mniej bezpiecznej) i wygodniejszy niż aplikacja z komórki (bo jak miś szumi, to komórki można używać np. do czytania fajnych wpisów na blogach) 😉
  • Długie łapki z czasem zaczynają interesować pociechy i miś oprócz funkcji usypiacza staje się przytulanką do zabawy.
  • Cena jest zdaniem mam dość wysoka, zwłaszcza przy wydatkach na więcej niż jedną pociechę, ale w większości przypadków na wysokości zadania stają chrzestni, rodzina i przyjaciele, którzy przy małej podpowiedzi ze strony rodziców, mają problem świetnego prezentu z głowy.
  • Nie, nie na wszystkie dzieci działa biały szum, choć przed zakupem można to łatwo sprawdzić, używając do usypiania suszarki.

Po tych rozmowach i własnych obserwacjach jestem urzeczona pomysłową zabawką. Lubię Whisbeara za wygląd i przede wszystkim funkcjonalność. Obejrzyjcie filmik, tu opowiadam o nim nieco więcej.

Jest to jedna z niewielu zabawek, które można podarować niemowlakowi i na coś się przydają. Oczywiście, kiedy dziecko przychodzi na świat, zasypujemy je prezentami, z których tak naprawdę nie korzysta lub bawi się nimi wiele miesięcy później, kiedy wreszcie nauczy się trzymać grzechotkę, czy turlać piłkę, prawda? A to właściwie jest prezent i dla dziecka, i dla mamy. Wiele mam opowiadało, że Whisbear usypia całą rodzinkę, ze szczególnym naciskiem na zmęczonych nową rolą tatusiów 😉

Szumiąca zabawka stworzona przez matki dla matek została przemyślana w każdym szczególe. Zaczynając od projektu, wyglądu przez funkcjonalność i wykonanie w Polsce. Kiedy ja się zachwycam długimi łapkami, które dziecku łatwo chwycić, jedna z mam zauważyła, że to jej zdaniem śmieszne i niefajne, żeby miś wyglądał jak nie przymierzając ośmiornica. Co komu strzeliło do głowy z tymi łapami? Miś ma wyglądać jak miś.

Ach, doprawdy? Czy miś nie może wyglądać nieco bardziej oryginalnie? Dla mnie jego wygląd jest najlepszym przykładem na to, że jednak dorośli powinni czasem posłuchać i poobserwować dzieci. Bo to one wymyśliły wygląd misia. Zaprojektowała go studentka ASP na podstawie obrazków stworzonych przez dzieci. Nie musi się podobać każdemu, ale też nie można mu odmówić oryginalności wśród jakże szerokiej gamy misiów, pod którymi uginają się sklepowe półki.

whisbear-8

Czytałam wywiad z właścicielkami tej marki, w którym opowiadały perypetie związane z szukaniem odpowiednich wykonawców dla zabawki. Od początku miała być po prostu na wysokim, światowym poziomie. Pierwsza partia przyszła z plamami na łapkach miśków, a zleceniodawczynie w odpowiedzi na reklamację usłyszały, że może nikt nie zauważy. Że jak? Że niby kupujący rodzice nie zauważą? Gdzie szacunek, pytam się? Oczywiście poplamiona partia poszła do poprawki, a mamy stojące za marką Whisbear zabrały się za szukanie innych wykonawców, aż znalazły odpowiednich i teraz wszystko, dosłownie wszystko, nawet mechanizm szumiący jest produkowany w Polsce. Uparte babki, prawda? 🙂

Zabawka zabawką, ale te dwie mamy skłoniły mnie do refleksji na temat przedsiębiorczości i pomysłowości kobiet, które chcą cieszyć się dzieckiem, macierzyństwem, spełnieniem zawodowym i wygodą. Bo przecież ułatwianie sobie (mamie) życia nie jest egoizmem, myśleniem wyłącznie o sobie, tylko sposobem na cieszenie się z chwil spędzanych z dzieckiem. Podziwiam te kobiety za odwagę w dążeniu do realizacji marzeń i tworzeniu z myślą o dziecku i ogólnym komforcie rodziny, bo połączenie pracy i macierzyństwa nie jest łatwym zadaniem. Nikt mi nie wmówi, że jest inaczej. Porozwodzę się nad tym w jakimś kolejnym wpisie 🙂

whisbear-10

A wracając do zabawki. Mnie jej wygląd bardzo przypadł do gustu. Delikatny materiał i kolorowe, sensoryczne łapki z magnesami, żeby można było Whisbeara przypiąć do wózka, nosidełka czy łóżeczka. Dziecko słuchające jego szumu nie ma możliwości wtulenia się buźką w zabawkę. Widać, że to doświadczone matki, bo pomyślały o każdym szczególe. Ale przede wszystkim o potrzebach pociechy.

Cry sensor jest moim zdaniem hitem, waszym zresztą też, bo wiele mam podkreślało, że takie udoskonalenie było potrzebne (poprzednia wersja nie miała). To mechanizm, który uruchamia się samoistnie kiedy dziecko zaczyna w nocy płakać. Czasem jest inny powód, ale zwykle po prostu domaga się kolejne dawki przyjemnego szumu, który pomaga spokojnie zasnąć. To bardzo odciąża rodziców, którzy nie muszą się zrywać na lekkie stęknięcie dziecka. Choć pewnie na początku i tak wszyscy się zrywają 🙂

Zapytałam Was na Facebooku o doświadczenia związane z Wishbearem. Byłam ciekawa, czy tylko mnie ta zabawka tak zachwyca. Nie, nie zawsze i nie na wszystkie dzieci szum usypia równie szybko, ale przecież jasne jest, że każdy maluch ma inne potrzeby. Na większość jednak działa i to bardzo. A najbardziej podoba mi się określenie, że to najlepszy prezent, jakiego mama może sobie zażyczyć jeszcze będąc w ciąży. Idealne podsumowanie rozważań o Whisbearze 🙂

A gdzie kupić, zdobyć, nabyć? Kliknij i zerknij gdzie będzie najkorzystniej dla Ciebie – Whisbear w sklepach internetowych.

Monika, mama Oliwki

W naszym domu miś zagościł, jak Oliwka miała około 2–3 miesięcy. Wspierał nas przy kolkach, często z nami spacerował i ogromnie pomagał i pomaga nadal w nocy 🙂 Dziś córcia ma prawie 8 miesięcy i oprócz pomocy w usypianiu, mis stal się ciekawą, kolorową zabawką. Polecam serdecznie 🙂

Ula, mama Basi

Nasza siedmiomiesięczna Basia ma Whisbeara od urodzenia. Jest niezastąpiony. To nasza domowa szumiąca jednostka czasowa, iczymy czas w Whisbearach 😉

Klaudia

My misia używamy od trzeciego miesiąca i się super sprawdza. Wycisza, uspokaja, pomaga zasnąć. Czasami lubi go po prostu posłuchać, leży obok, patrzy na niego i słucha jak szumi. Używamy go nawet kilka razy dziennie 🙂

Milena, mama Miłosza

My uwielbiamy naszego misia. Synek obecnie ma 15 miesięcy, miś cały czas jest z nami, podróżuje z nami, a w nocy jest niezastąpiony.  Miłoszek dostał misia pod choinkę kiedy miał ok. 11 miesięcy i sprawdził się u nas od początku 🙂

Klaudia, mama Anieli

Kupiliśmy Anieli misia gdy miała 4 miesiące… Zastanawiałam się, w czym tkwi fenomen z misiem i szumem. Mówię: taka prosta rzecz a zadziała? Nigdy wcześniej nie używaliśmy szumów i innych „bajerów” przy usypianiu czy uspokajaniu. Po zakupieniu Whisbeara wszystko ustąpiło, a córka zaczęła spokojniej spać 😉 Teraz córka na 1,5 roku i aktualnie miś pełni funkcję zabawki 😉

Zainteresował cię ten temat? Zapisz się na newsletter i nie przegap kolejnego wpisu »

Data recenzji
Nazwa produktu
Whisbear Szumiący Miś
Ocena
51star1star1star1star1star