Reklama

DWULATEK. Drugie urodziny to cudowny czas. Masz za sobą noszenie na rękach, najczęściej dziecko już chodzi i zaczyna mówić. Dwulatek sam zdmuchnie świeczki na torcie i można się z nim porozumieć. Po prostu komunikować za pomocą słów, co jest nowością i cudownym doświadczeniem.

Tuż po drugich urodzinach przyszłość jawi się raczej w jasnych barwach. Na początku dwulatek najczęściej jest spokojny, radosny, ciekawy świata i chętnie poznaje nowe rzeczy. Nie daj się zwieść. Nie potrwa to prawdopodobnie wiecznie. Zaledwie pół roku. Po tym czasie szykuj się na „bunt”. Słowo bierzemy w cudzysłów, bo tak naprawdę to pokazywanie potrzeb i poznawanie świata, a nie zaplanowany, przemyślany bunt. Będę go jednak w tekście używać, pamiętajmy, że to robocze słowo, za którym nie kryje się dziecięca złośliwość.

Nie, nie mogę podać konkretnej daty, kiedy to się wydarzy. Widełki wynoszą aż pół roku więc może się buntować twój 1,5 roczniak, ale też prawie trzylatek. I nie zawsze ten bunt wygląda tak samo.

Wkradają się lęki

Jednak zanim do niego dojdzie (nie przegapisz pierwszych objawów, bez obaw), czujnie obserwuj zachowanie dziecka. Dwulatkom często włączają się lęki, których do tej pory nie doznawały. Zaczynają bać się ciężarówek, samolotów czy nawet odkurzacza. Ogólnie dziecko nie lubi dużych, zbliżających się szybko przedmiotów i hałasu. Dwulatek potrafi się też rozpłakać na widok dużego cienia. Zatem spokojne do tej pory spacery mogą stać się nieco uciążliwe, jeśli macie do pokonania trasę np. przy ruchliwej ulicy.


Z tymi lękami wiążą się pewne niedogodności, które też weź pod uwagę planując ten cały rok z dwulatkiem. Jeśli widzisz, że dziecko naprawdę ciężko przeżywa hałasy i duże maszyny, to może nie funduj mu jeszcze w te wakacje przelotu samolotem. To duża, ciężka, niezrozumiała maszyna. Można się jej bać, kiedy ma się tylko dwa lata. 

Sprawdź e-book „Proste zabawy przygotowujące dziecko do żłobka i przedszkola”. 

proste zabawy przygotowujace dziecko i rodzica do zlobka i przedszkola ebook anna jankowska

Dwulatek miewa lęki

Trudność w okiełznaniu tych lęków polega na tym, że maluchowi nie bardzo masz jak wytłumaczyć, że Nie ma się czego bać. I nie dotyczy to jedynie cienia czy ciężarówki, ale całej rzeczywistości. Możesz powiedzieć, że To tylko samochód albo To tylko cień rzucany przez szafę. Jest to jakieś wyjaśnienie i jest to prawda, ale jest to dorosła prawda. Raczej marne są szanse na to, że racjonalnym wyjaśnieniem uda się zażegnać lęki dwulatka. Tylko cień dla ciebie, ale  cień (a właściwie mroczne coś, coś dziwnego, tajemnica) dla dwulatka. Jeśli chcesz pomóc to postaraj się to w jakiś sposób zlikwidować lub omijać miejsca, których dziecko zaczęło się bać. Rzucanie na głęboką wodę i mierzenie się ze strachem w celu jego wyeliminowania, to nie są sposoby dla niedojrzałego układu nerwowego. https://aktywneczytanie.pl/najlepsze-ksiazki-kartonowe-dla-dzieci-na-roczek-dla-2-latka-i-3-latka/

Samodzielnie, czyli po swojemu

Taki dwulatek powoli zaczyna odkrywać, że świat bywa niebezpieczny. Ale w sumie nie to jest najważniejsze. Najważniejsze jest, że zaczyna czuć potrzebę robienia najróżniejszych rzeczy samodzielnie i przede wszystkim po swojemu. W połączeniu z niebezpieczeństwami świata jest to mieszanka dość wybuchowa. Jeśli do tej pory wyjście z domu nie sprawiało wam większych trudności, może się okazać, że nagle zwykłe zakładanie butów będzie drogą przez mękę. Sadzasz dziecko i zabierasz się za ubieranie, a tu wierzganie nogami i wyrywanie butów z twoich rąk. Do tego solidna porcja kopniaków i różne takie sztuczki, których do tej pory nie było. Być może twój dwulatek potrafi ci już powiedzieć, że chce samodzielnie i po swojemu włożyć te buty. Ale możliwe też, że jeszcze nie potrafi tego zakomunikować. Twoja w tym głowa, żeby na to wpaść.

Dwulatek i ubieranie

Wiem, że takie kopanie podczas ubierania jest denerwujące i pierwsze co przychodzi do głowy to zdziwienie, potem być może wkurzenie. I gonitwa myśli: O co chodzi? Pewnie babcia/ciocia/tata pofolgowali, rozpieścili i teraz zaczyna się wygłupiać. Albo, że biedactwo zmęczone, smutne, coś je boli. Nic z tych rzeczy. Dziecko chce po prostu włożyć buty samodzielnie. A że najczęściej nie potrafi jeszcze tego zrobić, to zaczyna się denerwować.

Kiedy mama je zakładała na moje nogi wyglądało to całkiem łatwo, a kiedy ja próbuję, to nie dość, że się nie udaje, jest niewygodnie i dziwnie, to jeszcze mama wyrywa mi buty i się ze mną szarpie. O co tu chodzi?

Dwulatek i bunt?

I tak oboje będziecie się dziwić przez ten rok i okres „buntu”. Chyba, że spróbujesz pozwolić na ten „bunt”. Raczej nie ma takiej możliwości żeby dwulatek sam z niego zrezygnował. To taka potrzeba, pierwotny instynkt pokazujący, że dziecko dojrzewa. Dojrzewanie – jak wiadomo – bywa bolesne. I pewnie w twojej obecnej sytuacji nie będzie żadnym pocieszeniem kiedy powiem, że dalsze etapy dojrzewania dziecka bywają jeszcze bardziej irytujące niż ten 😉

Bezpieczne przyzwolenie

No dobrze, szarpiecie się z tymi butami i co dalej? Jest duża szansa, że podczas jednej z takich scen dwulatek wpadnie w histerię. Nie martw się. Tylko pierwszy raz będzie trudny, bo będziesz w szoku. Kolejne przyjmiesz już jako normę. Taki etap. To wcale nie znaczy, że masz dziecko zostawiać samo z tymi wszystkimi emocjami. Ono też się męczy w tym całym buncie. Dużo pisałam i mówiłam o histerii.

Powody do histerii

Skąd się biorą powody do histerii?

Moim sposobem na ten bunt było pozwalanie na robienie rzeczy po swojemu. Oczywiście, że nie zawsze i nie wszędzie, i nie za każdym razem. Jednak jeśli akurat dziecko chciało chodzić w lewym bucie założonym na prawą stopę, to przez chwilę pozwalałam. Nie dla świętego spokoju, ale dlatego, żeby wiedziało, że je wspieram. Jeśli w ten sposób potrzebowało pokazać mi swoją samodzielność, to w porządku. Pełna akceptacja.

Zdarzyło się też, że wyszło na dwór na bosaka. A tu mokro, zimno i beznadziejnie. Szybko wróciło. Czy bałam się, że się przeziębi? Trochę tak, ale zdecydowałam, że zagrożenie jest znikome. To była chwilka. Zamiast tysiąca tłumaczeń pozwoliłam sprawdzić, jak to jest kiedy idzie się po swojemu na dwór. Czyli bez butów. Sprawdziła sobie, że mokro, zimno. Sama doszła do wniosku czy to lubi. Zadziałało. Zatem jeśli jest bezpiecznie, jeśli masz taką możliwość, to pozwól na robienie po swojemu. Dziecko tego potrzebuje i ty także.

A nie mówiłam?

I kiedy ten dwulatek wraca ze zmarzniętymi stopami, to oczekuje zrozumienia od mamy, a nie ironicznego: I jak? A nie mówiłam, że za zimno na bieganie boso? Pokaż mu, że jesteś zainteresowana jego przeżyciami. Zapytaj jak się czuje. Czy to właśnie chciał sprawdzić? Nie rób z tego sceny na pół dnia. Takich testów przed wami jeszcze setki. To taka sama lekcja jak każda inna. O wiele lepsza i ciekawsza niż posadzenie dziecka grzecznie przed bajką w ciepłym, spokojnym, bezpiecznym domu.

Czy to naprawdę ma aż tak ogromne znaczenie, że wyjdzie z domu w dwóch różnych skarpetkach? Że poliże lampę solną (wyłączoną z prądu jakby co!). Że Jaś przejdzie się do babci w sukience siostry, a Zosia wystąpi na rodzinnej uroczystości z włosami pomalowanymi farbą plakatową? Jeśli nie jest to z twojej strony ustępowanie dla świętego spokoju tylko świadoma lekcja, a właściwie doświadczenie, to naprawdę świat się przez to nie zawali.

Podejmowanie decyzji

Wiem, że czasem puszczają nerwy i cierpliwości jak na lekarstwo. Zaciśnij zęby i daj małemu człowiekowi tę odrobinę swobody, bo to ma wielkie znaczenie dla budowania relacji z otoczeniem w przyszłości. Jeśli zakażesz wszystkiego – oczywiście dla dobra dziecka – i zawsze będzie po twojemu, bo wiesz lepiej co jest dobre, to wychowasz sobie malucha, który nie umie zawalczyć o swoje zdanie. Czy zawsze ciepłe stopy są tego warte?

Innym sposobem jest przyzwolenie na decydowanie o sobie i rodzinnym życiu. Dwulatek często zdaje sobie sprawę z tego, że jesteś umęczona jego postawą buntownika. Ale przecież nie jest tak przez cały czas. Wyraźnie, jak na dłoni widzisz też, że się po prostu każdego dnia rozwija. I to na wszelkie możliwe sposoby. Wykorzystaj to. Niech decyduje.

Dwulatek i jego decyzje

Decyzje, które może podejmować dziecko w tym wieku powinny się ograniczać do wyborów zamkniętych. Chcąc pokazać maluchowi, że zależy ci na jego zdaniu i dajesz mu swobodę działania, pytaj np. Co zjemy dzisiaj na śniadanie? Kanapki czy jajecznicę? Jaki jogurt chcesz zjeść – wiśniowy czy malinowy? Jakie spodnie chcesz założyć na spacer – zielone czy czerwone?

Te decyzje dotyczą samego dziecka, jak i tego, co dzieje się w waszym domu np. Chcesz wycierać kurze w swoim pokoju czy w kuchni? To poważna decyzja dotycząca porządków w domu. Oczywiście, że maluch nie powyciera tak jak ty byś to zrobiła (Po kim on tak ma, że chce robić po swojemu?). Ale doceń chęć współpracy z jego strony. Broń Boże, nie poprawiaj po dziecku na jego oczach. Zrobisz przykrość i pokażesz, że nie potrafi sprzątać. Tak, to jest męczące i to jest podwójna robota. Od ciebie zależy czy się na to piszesz.

Elastyczna cierpliwość

Mogąc podejmować te drobne, ale ważne decyzje, dziecko będzie się trochę mniej buntowało, ponieważ będzie czuło, że jest po jego myśli. Dodatkowo przygotowujesz w ten sposób pociechę np. do samodzielnego ubierania się i współpracy z dorosłym, co bardzo przyda się kiedy (już całkiem niedługo) trzeba będzie poznać rzeczywistość przedszkolną.

Jednak w tym wszystkim musisz być przewidująca jak wróżka i precyzyjna jak snajper. Żeby ułatwić sobie życie, połóż przed dzieckiem tylko dwie konkretne pary spodnie (jogurty, skarpetki czy co tam dajesz do wyboru, niech to będzie wybór zamknięty). Jeśli otworzysz całą szafę z ubraniami i zadasz zamknięte pytanie: Zakładasz dzisiaj spodnie zielone czy czerwone? 

Bądź pewna, że dziecko zechce akurat żółte spodnie. Te najcieńsze, na lato. A przecież za oknem zima. Sama sobie zgotujesz w ten sposób powód do kolejnej awanturki. Teraz trzeba będzie wytłumaczyć dziecku, że miałaś na myśli tylko te czerwone i zielone.

Potrzeby dwulatka

Podobnych scen dramatycznych, jak przy zakładaniu butów i otwartej szafie, będzie w tym drugim roku życia całkiem sporo: o zły kolor kubeczka, o postawienie talerza ze złej strony, o nie  bajkę przeczytaną na dobranoc. Dwulatek nie robi tego wszystkiego złośliwie. Po prostu musi. Chce wiedzieć, jak dalece pozwolisz. I to też część buntu, ale już też coś więcej – wyznaczanie granic. Ty jesteś dorosła i ty jesteś od ich wyznaczania. Dziecko może cię testować na wszelkie możliwe sposoby. I zrobi to z całą pewnością.

Rodzi się w dwulatku również potrzeba wpływania na świat, na innych ludzi. Na ciebie. W zderzeniu z ustalanymi przez rodziców regułami, w naturalny sposób powstają spięcia. Spodziewaj się, że ty będziesz celem do tych ćwiczeń w przekraczaniu granic. Któż inny, jak nie najbliższa osoba – mama – nadaje się do tego najlepiej? Z tobą to wszystko dzieje się w sposób bezpieczny dla dziecka i zupełnie naturalny.

Różne zachowania wynikają też z rozwoju: Skoki rozwojowe potrafią zaskoczyć. 

Skoki rozwojowe u dwulatków i trzylatków

Technika opanowana

Histeryzowanie, marudzenie, płacz. To wszystko techniki służące komunikacji ze światem. A że świat nie rozumie, to już jest jego problem. Ma rozumieć! Dwulatek nie bierze jeńców – albo będzie po jego myśli, albo wcale. Reguły? Jakie reguły?

Ale czy zawsze tak musi być? Nie, nie zawsze. Wiele mam mówi o tym, że nie pamięta buntu dwulatka i pewnie to jakiś mit. To nie jest to mit, to naturalny etap rozwoju. Istnieje, bywa, da się przeżyć. Co zrobić? Nie ma innego wyjścia, trzeba tłumaczyć. I to bardzo prostym językiem.

Dużo się też mówi o wymuszaniu płaczem w tym wieku. Napisałam na ten temat osobny artykuł.

Ale ja to chcę! O co mu chodzi z tym wymuszaniem płaczem?

Dwulatek i rozmowa

Dwulatek reaguje na swoje imię, potrafi je wypowiedzieć, tak samo, jak imiona najbliższych. Przy czym wiadomo, że mama ma na imię Mama a tata ma na imię Tata. Komunikuje się jeszcze w dużej mierze przy pomocy pokazywania. Ty często pokazujesz, a dziecko wie o co chodzi. Wyrazy też wypowiada. Jeśli zdania, to naprawdę bardzo proste.

Zaskakująco pięknie zapamiętuje (choćby bez mówienia, wciąż z pokazywaniem) nawet bardzo skomplikowane nazwy, które kojarzy z przedmiotem czy obrazkiem (np. marki samochodów, nazwy gatunków ptaków). Niestety w wielu przypadkach dziecko, które nie ćwiczy tego na co dzień, raczej potem zapomni o tych nazwach. Tak samo, jak wierszyki i piosenki, które były podstawą przy usypianiu dwulatka, mogę potem odejść w niepamięć (Nie, nie twoją, ty będziesz pamiętać je już chyba zawsze. Ja przynajmniej pamiętam wszystkie kołysanki z maleńkości Karoliny). Ale na razie zna je doskonale. I bardzo lubi powtarzać po sto razy dziennie.

Tu i teraz

Często słyszę od rodziców, że tłumaczą swojemu dziecku wszystko bardzo dokładnie z szacunku dla małego człowieka. Bardzo się cieszę, że są tacy rodzice. Problem polega na tym, że dziecku nie tłumaczy się świata językiem dorosłych. Nie o dokładność chodzi w komunikacji z dwulatkiem. Bardziej o coś na kształt języka migowego.

Mów do dwulatka krótkimi zdaniami. Prostymi tekstami. Przekazuj informacje, ale na jego poziomie. I nie daj się zmylić. Dwulatek uczy się mówić, dopiero poznaje język. Jeśli już mówi całymi zdaniami, może w nich nawet używać bardzo poważnych i dorosłych słów. Może nawet używać ich w odpowiednim kontekście. Jednak nie pojmuje świata w taki całościowy, globalny sposób jak dorosły. Powtarza raczej na zasadzie papugowania.

Dwulatek nie zna czasu

Lepiej zrozumiesz dwulatka, jeśli uzmysłowisz sobie, że żyje daną chwilą. Dla niego ważne jest to co dzieje się tu i teraz. Najlepiej więc działać tu i teraz, używając przykładów widocznych dla dziecka w danej chwili. Jak konkretnie?

Powiedzmy, że uczysz dziecko odróżniania kolorów. Wtedy mówisz: Cytryna jest żółta. Jeśli na tym zakończysz, to tak jakbyś nic nie powiedziała. Pokazywanie tego, o czym mówisz ma kluczowe znaczenie. Pokazujesz więc tę cytrynę, dajesz dziecku do ręki. I to jest najlepszy sposób rozmawiania z dwulatkiem. Chcąc wyjaśnić czym jest wiatr, zamieniaj się w wiatr lub wyjdź na dwór w czasie wietrznej pogody. Chcąc wyjaśnić jak wygląda lew, pokaż dziecku obrazek lwa, idź do ZOO, zamień się w lwa. Innej drogi nie ma.

Dwulatek nie wyobrazi sobie. To znaczy, że jeśli mu powiesz: Szkoła jest ogromnym budynkiem z dużą ilością pomieszczeń, będzie to czysta abstrakcja. To tak jakbyś osobie niewidomej powiedziała, że mleko jest białe. No jest i ty to wiesz, ale gdy ktoś nigdy nie widział białego mleka, nie będzie wiedział co to znaczy biały, prawda?

Dwa słowa

Co ważne, w repertuarze słownym na pierwszym planie u dwulatka dominują dwa słowa: NIE i MOJE. Buty są moje, ty mi ich nie zakładaj. Zabawki są moje, nie oddam ich nikomu. Mama jest moja. Nie pomagaj mi mamo. I pięknie byłoby gdyby dziecko potrafiło to wszystko jasno powiedzieć. Niestety, nie powie. Oprócz mojenie, całej reszty musisz się najczęściej domyślać.

Jednak nie przerażaj się, bo to całe rozmawianie to w gruncie rzeczy bardzo przyjemny etap. Wielu rodziców w tym właśnie momencie zaczyna odkrywać świat na nowo. Zaczyna widzieć go oczami dziecka i to jest zupełnie inna perspektywa. Z jednej strony męcząca, wyczerpująca, ale z drugiej bardzo odświeżająca. Dająca odskocznię od bardzo poważnych i dorosłych spraw.

Trzymanie za spódnicę

Te rozmowy budują też między tobą a dzieckiem bardzo ważną więź. Zresztą ta więź już od dawna istnieje. Dla dwulatka mama jest najważniejszą, najbliższą osobą. Mogą się teraz jednak pojawić lęki związane z rozstaniem z tobą. Nawet jeśli dziecko już chętnie zostawało z dziadkami czy opiekunką, to nagle znowu zechce być tylko z tobą. Zatem po lekkim oddechu kiedy zeszło z rąk, bardzo często na nie wraca, choć strasznie się tam wierci i buntuje jednocześnie.

Najlepsze co można w takiej sytuacji zrobić, to podążać za tym małym, zagubionym w świecie, tyranem. Kiedy trzeba to przytulić, kiedy indziej puścić wolno. Niech biegnie, niech się potknie, niech poznaje świat. Z jednej strony pokazuj, że jesteś tu i teraz dla dziecka. Nie wmawiaj na siłę samodzielności, bo to że córka krzyczy siama, siama, wcale nie znaczy, że w jej świecie obowiązuje to w każdym aspekcie życia. Obowiązuje tylko w tych aspektach kiedy krzyczy. Tu i teraz.

A jednak ucieczka

Dobrze to można zaobserwować podczas spaceru, kiedy twój dwulatek ucieka. Dla niego oczywiście nie jest to ucieczka tylko najczęściej podbiegnięcie do przedmiotu, który w danym momencie zainteresował. Nawet jednak wtedy dziecko stara się mieć ciebie na oku. Jest w nim lęk przed „utratą” mamy. Nawet jeśli miałaby to być utrata tylko na chwilę i tylko z oczu. Przecież nie na zawsze.

Warto o tym pamiętać podczas tych buntowniczych chwil, kiedy tak naprawdę masz własnego dziecka dosyć. Ono i tak chce ciebie widzieć. Może nie chce być przytulane, nie lubi cię w tej chwili, ale chce wiedzieć, że jesteś blisko. Oczywiście, że nie potrafi o tym powiedzieć. Samo nie rozumie własnych uczuć, bo dopiero je poznaje. Są dla niego nowością. Tak samo jak dla ciebie.

Ciekawość we krwi

Dobrym sposobem na ogarnięcie tego pędu do nowości, poznawania i robienia rzeczy po swojemu, jest zabieranie pociechy w nowe miejsca, pokazywanie atrakcji. Nuda jest twoim największym wrogiem. Nuda generuje zdenerwowanie, wrzask, płacz i marudzenie. Nie, to nie musi być codziennie wesołe miasteczko. Raz wycieczka do lasu, innym razem wspólne gotowanie, lepienie, układanie wieży z kamieni czy najdłuższego węża z zebranych podczas spaceru szyszek. Wszystko jest nowością.

Paradoks polega na tym, że oprócz parcia na nowości, dwulatek potrzebuje też stabilizacji i rutyny. To doskonały czas na utrwalanie codziennych rytuałów związanych z drzemkami, wieczornym czytaniem, spacerami itd. Nie rezygnuj z nich na rzecz nowości i żegnania nudy. Jakoś to trzeba zgrabnie ubrać w całość w ciągu dnia.

Edukacja przez zabawę

Podczas jednych i drugich aktywności zawsze możesz dziecko czegoś nauczyć i to kolejny ważny aspekt – zacznij uczyć prostych rzeczy. Takich jak liczenie do dziesięciu, kolorów, nazw zwierząt itd. Nawet liter. Nigdy nie jest za wcześnie. Dzięki temu poszerzasz słownik dziecka i szybciej nauczy się mówić. Komunikować o swoich potrzebach. Co jest bardzo ważne choćby w przedszkolu, kiedy trzylatek umie powiedzieć pani, że coś go boli albo tobie, że jest szczęśliwy. Dając narzędzie w postaci bogatego słownika, dajesz możliwość lepszego rozumienia świata i siebie.

Dziecko będzie zachwycone tym sposobem edukacji. Natomiast nie będzie zachwycone tzw. zajęciami dodatkowymi. Często rodzice dwulatków (w ramach zbliżającej się wizji przedszkola) zapisują dzieci na zorganizowane zajęcia. Po czym są zdziwieni, że dziecko nie jest z nich zadowolone. Jeśli zapisujesz już prawie trzylatka i to zdecydowanie w ramach adaptacji przedszkolnej, to w porządku. Tam wychowawca uczy jak współpracować z dorosłym i jak zachowywać się w grupie.

Jeśli jednak zapisujesz dwulatka na naukę angielskiego czy lekcje gry na pianinie, to chyba na to trochę za wcześnie. Podstaw zawsze możesz nauczyć sama. Oczywiście każdy rodzic decyduje o tym samodzielnie. Weź jednak pod uwagę, że dziecko, które jest na etapie upierania się przy swoim, terroryzowania otoczenia i wymagania by świat tańczył tak jak ono zagra, może się na takich zajęciach kiepsko odnaleźć.

Kto tu rządzi?

Nie myśl jednak, że tobie zostaje j e d y n i e podążanie za potrzebami pociechy. To znaczy zawsze należy za nimi podążać, ale to nie znaczy, że nie ustalasz reguł. Wręcz przeciwnie. Nie dziecko rządzi domem, ale dorosłe osoby. Nie wiem, czy zarządzanie jest tu odpowiednim słowem.

Bardziej chodzi mi o ustalanie zasad. Nie może ich ustalać wyłącznie dwulatek, który mało wie o świecie i nie rozumie, czym są konsekwencje pewnych działań. Ty jesteś dorosła, ty decydujesz o regułach obowiązujących w waszym domu. Mimo buntu, sprzeciwu i naprawdę denerwującego zachowania dziecka, nie daj się zbić z tropu. Egzekwuj ich przestrzegania.

A co jeśli nie słucha?

Jedyne co mogę doradzić to cierpliwe tłumaczenie i pokazywanie pewnych prostych akcji i reakcji. Np. jeśli macie taką zasadę, że dziecko nie rzuca twoim telefonem, to nie kładź go „na pokuszenie”. Jednak kiedy już wpadnie w ręce dziecka, poproś żeby nie rzucało. Wiadomo, że rzuci, bo to fajna zabawa. Wtedy poproś drugi i trzeci raz. Przypomnij o zasadach i uprzedź, że będziesz musiała telefon zabrać i schować.

Kiedy dziecko wciąż nim rzuca (czyli nie reaguje na twój komentarz), to po prostu zabierz telefon. Ale też w sensowny sposób: żadnego ganiania po domu za dzieckiem, łaskotania żeby wypuściło z rąk czy – nie daj Boże – szarpania. Podchodzisz i zbierasz z podłogi wyjaśniając, dlaczego nie może się nim bawić. Przypominasz o regułach (żadne Bo tak, nie wchodzi w grę). Możesz się do tej akcji przygotować i zaproponować coś na wymianę np. zabawkowy telefon. Nigdy słodycze czy inną nagrodę niespodziankę za to, że dziecko zastosowało się do od dawna panujących reguł.

Tak, pociecha się popłacze. To jest przykra chwila. Jednak miej na uwadze, że twoje dziecko oczekuje od ciebie stanowczości i konsekwencji. Jeśli ustalasz reguły i o nich rozmawiasz, to się ich trzymaj, ale też z szacunkiem dla dziecka. Bo przecież oprócz tego, że chciało sprawdzić na ile pozwolisz, to może akurat chciało też porozmawiać przez telefon z babcią lub miało jakieś inne powody, że po niego sięgnęło. Dowiedz się. Zwyczajnie zapytaj.

Decydują konkrety

Kiedy już ustalasz reguły, zadbaj o to żeby były czytelne dla dwulatka. Czasem zdarza mi się widzieć w przedszkolach wiszące na honorowych miejscach regulaminy grupowe, gdzie wielkimi literami jest zapisane: Jesteśmy grzeczni. Co to znaczy? Dla trzylatka niewiele, tym bardziej dla dwulatka. Bycie grzecznym nie jest żadną regułą, do której można się stosować, choć pewnie większość z nas marzy od czas do czasu o grzecznym dziecku (Wiem, zawsze grzeczne to nuda!). Liczą się konkrety. Precyzja do bólu.

Jeśli ustalisz zasadę Nie można skakać po łóżku, to sama sobie strzelasz w kolano. Nie doprecyzowałaś po jakim/którym łóżku nie można skakać. Dwulatek będzie więc skakał po wszystkich, żebyś mu powiedziała, które jest to zakazane. A ty odbierzesz to jako łamanie zasady o nieskakaniu, prawda?

To nie wynika ze złośliwości, tak po prostu rozumuje dziecko. A my? Bardzo często żyjemy jeszcze tym wcześniejszym wizerunkiem naszej pociechy, która była słodkim bobasem. Jak to się stało, że któregoś dnia obudził się mały spryciarz? I gdzie podział się ten uśmiechnięty bobas? Ten bobas jest, tylko dorasta. Potrzebuje bliskości, wsparcia i zrozumienia. Zwłaszcza, że to wiek kiedy dzieci zaczynają mieć kłopoty z zasypianiem. Tak, tak, jakby tego wszystkiego było mało, jeszcze i to!

Kłopoty z zasypianiem

Kiedy ty po dniu pełnym wrażeń z aktywnym dwulatkiem marzysz tylko o tym, żeby rzucić się na łóżko z twarzą w poduszce, on nie może zasnąć. On też miał dzień pełen wrażeń i właśnie to co ciebie tak zmęczyło, jego równie mocno rozemocjonowało. Dało do myślenia na tyle, że tuż po przeczytaniu bajki na dobranoc zaczyna się: siusiu, piciu, jeść itd.

Czasem jest to prawdziwa potrzeba, ale jeszcze częściej to mistrzowska manipulacja. Tu też sprawę załatwi sztywne trzymanie się reguł. Opisałam je bardzo dokładnie tutaj: Jak nauczyć dziecko spania we własnym łóżku >>

Nawet jeśli twój dwulatek śpi już u siebie, warto je zastosować w tym gorszym czasie, kiedy naprawdę dziecko ma trudności z zasypianiem.

Żeby pomóc dziecku przy zasypianiu i ogólnym zapanowaniu nad emocjami, korzystaj z tego jak ważne są dla niego w tym czasie rytuały. Czynności powtarzające się. Maluch sam ci najczęściej podpowie co to jest. Jeśli np. lubi zasypiać z żłółtym misiem, to niech go ma przy łóżku każdego wieczoru. Brak misia może być powodem do złego samopoczucia, płaczu, a nawet spotęgowania lęków.

Społeczny czy aspołeczny?

Dwulatek z jednej strony jest zainteresowany innymi dziećmi, które do tej pory były mu raczej obojętne. Z drugiej jednak strony, zaczyna się wstydzić nieznajomych. I tu następuje rozdarcie. Zwłaszcza dla rodziców, no bo jak to? Niedługo przedszkole, a dziecko ucieka przed innymi z piaskownicy i na placu zabaw. Tak, ucieka i to najczęściej przed młodszymi. Może nawet nie tyle ucieka, co trzyma się ciebie kurczowo, co?

Bywają pewnie dni, kiedy bez problemu siedzi w piaskownicy i takie, kiedy nie chce. Nie odrywaj na siłę, bo musi się nauczyć. Nauczy się i ma na to najbliższe dwa lata. Tyle to może potrwać, bądź na to przygotowana. Jeśli dwulatek chce żebyś siedziała przy nim w piaskownicy, to po prostu bądź. To nie jest stracony czas. W ten sposób budujesz poczucie bezpieczeństwa.

Czasem się pobawi bez twojej obecności. Jakby nie zwracał na ciebie uwagi. Może to początek tej właśnie przemiany w samodzielną jednostkę. A może zwyczajnie coś go zainteresowało na chwilę. Żadne teksty w stylu A wczoraj tak pięknie się już tu sam bawiłeś, w niczym sprawy dojrzewania nie przyspieszą. Wręcz przeciwnie.

Walki o łopatki

Inne dzieci, mimo że bywają interesujące, są też denerwujące. Zabierają zabawki. Moje zabawki! Szarpią, popychają, przepychają, niszczą babki z pisaku. Jeśli tak się złoży, że w piaskownicy akurat spotka się kilkoro dwulatków, to armagedon raczej gwarantowany. Dziecko jeszcze nie rozumie zasad dzielenia się.

Co nie znaczy, że masz mu niczego nie tłumaczyć (jeśli jesteście akurat na tym etapie, to zapraszam do przeczytania Jak nauczyć dziecko dzielenia się zabawkami? Zacznij od karmienia gołębi). Nie bardzo też pojmuje zabawę z rówieśnikami w sposób najcześciej rozumiany przez dorosłych. Dwulatek raczej obserwuje inne dzieci – starsze i młodsze. Nie wchodzi w interakcje, ale uczy się pewnych zachowań. Poznaje i pewnie potem będzie naśladował.

Zabawy wspomagające rozwój fizyczny dwulatka

  • Ćwiczcie przeskakiwanie przez kałuże czy małe elementy (równowaga coraz lepsza).
  • Spacerujcie po schodach (mięśnie i równowaga).
  • Bawcie się w ganianego z częstą zmianą kierunków, czyli ty robisz uniki a dziecko za tobą biegnie (równowaga i zmiana kierunków).
  • Twórzcie proste tory przeszkód, nawet w domu: poduszka do przeskoczenia, kapeć do okrążenia, mięta kartka do rzucenia w dal itd. (koncentracja na zadaniu, równowaga).
  • Stópki (to nie płaskostopie, to jeszcze widoczny dziecięcy tłuszczyk) powinny biegać dużo na bosaka, deptać po najróżniejszych powierzchniach: trawa, piasek, dywan, woda, gąbki itd. (stymulowanie receptorów).
  • Wysyłaj dziecko żeby ci coś przyniosło, mów prosto: Przynieś mi proszę żółtego misia. Pokazuj palcem w stronę misia. Powinien być „na widoku” (współpraca, komunikacja, orientacja w przestrzeni).
  • Zainwestuj w rowerek trzykołowy lub biegowy (równowaga, motoryka).
  • Proś dziecko o pomoc w przenoszeniu przedmiotów z jednego miejsca w drugie np. przy przenoszeniu prania z jednego pokoju do drugiego, przenoszeniu zabawek, przenoszeniu piłki itd. (motoryka duża).
  • Proś o zbieranie rozrzuconych rzeczy (kucanie i wstawanie bez podpierania się) np. klocków do pudełka czy liści jesienią w parku, kasztanów itd.
  • Bawcie się w wyścigi (bieganie).
  • Zabawne spacery – od czasu do czasu zróbcie sobie spacer idąc kilka kroków do tyłu (można przy tym uczyć liczenia np. 4 kroki do przodu i dwa do tyłu).
  • Niech dwulatek samodzielnie podaje ci książki (lub inne bezpieczne, lekkie przedmioty) nawet z wyższych półek (ćwiczenia w staniu na palcach) lub część toru przeszkód w zabawie niech dziecko pokonuje na paluszkach.
  • Dobry jest też taniec na palcach przez chwilkę każdego dnia.
  • Bazgroły mile widziane – dziecko powinno już próbować rysować elementy na kartce zataczając dłonią kręgi (nie, to jeszcze nie będą piękne kółka, ale ręka –właściwie całe ramię – powinno się poruszać ruchami kolistymi).
  • Zabawki i sprzęty, w które warto zaproponować dwulatkowi: zabawki, które można ciągnąć na sznurku za sobą, jeździki, rowerki trzykołowe,
    niezbyt duża, gumowa piłka do łapania i kopania, nie może być zbyt ciężka, woreczki z grochem, kaszą, ryżem (można łatwo zrobić samodzielnie) do przenoszenia w dłoni i chodzenia po nich bosymi stopami, duże puzzle piankowe (z literkami lub cyferkami), bańki mydlane, duże klocki do budowania dużych wież (i rozwalania ich), grube mazaki zmywalne, mazaki do bazgrania w wodzie (do wanny), kartonowe pudełka do przekładania i wysypywania (a potem zbierania) różnych rzeczy, farby do malowania palcami, zestawy do piaskownicy – grabki, łopatka, wiaderko, książki z obrazkami do pokazywania i nazywania (ćwiczenie mowy).