Reklama

Nie wiem czy już kiedyś opowiadałam na blogu Tylko Dla Mam tę historię, ale opowiadam ją najcześciej jak się da. Kilka lat temu, spacerując po Gdańsku, a konkretnie w samym środku Jarmarku Dominikańskiego (więc dzikie tłumy), spotkałam płaczącą 2,5-latkę.

Szła sobie, szła i szukała mamy. Jeszcze nie płakała, ale już prawie. Podeszłam i zapytałam, czy potrzebuje pomocy. Powiedziała (ledwo mówiła), że szuka mamy. Potem się rozpłakała. Zaczęliśmy się z Markiem rozglądać, czy gdzieś w pobliżu widać spanikowaną kobietę. Nie było widać. Za to napatoczył się patrol policji.

Przedstawiliśmy sytuację i w tym momencie ktoś z tłumu powiedział – widząc dziecko i policję – że ta spanikowana kobieta jest tam za rogiem. Stąd jej nie widać, ale nie jest daleko. I tak dziecko szybko trafiło do mamy. Wszystko się dobrze skończyło.

Miałaś się mnie pilnować!

Prawie dobrze. Najbardziej w tej sytuacji uderzyła mnie reakcja mamy. Rzuciła się z krzykiem i pretensjami na tę małą dziewczynkę: Mówiłam ci, że masz się mnie pilnować! Mama była tak zestresowana widokiem policji i zgubieniem córki, że nie zwracając na nikogo uwagi, całą energię skupiła na krzyczeniu. Boli mnie to do dzisiaj, bo przecież tyle razy opowiadałam o tym, co się dzieje z emocjami kiedy rodzic krzyczy na dziecko.

Rozumiem, że ludzie różnie zachowują się w stresujących sytuacjach. Jednak pewne zachowania trudno usprawiedliwić. Zrzucanie na 2-3 latka odpowiedzialności za pilnowanie się w tłumie, właśnie do nich należy. To nie jest obowiązek dziecka, tylko rodzica. Zresztą, nie chodzi tylko o te najmniejsze dzieci. Na starsze też bym raczej tej odpowiedzialności całkowicie nie zrzucała.

Robiąc to idziesz w kierunku parentyfikacji, czyli niejako zamiany ról w rodzinie. Wtedy dziecko staje się „odpowiedzialnym rodzicem”, ale niesie to za sobą naprawdę smutne konsekwencje.

Dorosły ma obowiązek pilnować dziecka

Odpowiedzialność jest po naszej stronie, to fakt. Co wcale nie znaczy, że naszym (dorosłym) obowiązkiem jest chodzenie za dzieckiem krok w krok. Nawet gdyby się chciało, to tak się nie da. Odpowiedzialność to też pokazanie maluchowi, że i takie sytuacje się zdarzają. Co wtedy robić?

Są sposoby, z których warto korzystać podczas wyjazdów i ogólnie wyjść do większego tłumu. Przygotowałam kilka zabaw/pomysłów uczących dziecko radzenia sobie właśnie w takich trudnych okolicznościach.

Zanim do nich przejdę powiem jeszcze, że ten artykuł powstał przy współpracy z www.OpaskaTelefonDoMamy.pl i jak się pewnie domyślasz, na pomysł jej stworzenia wpadła mama, której trzyletni synek zgubił się kiedyś w ogromnym w hotelu.

Zaprojektowanie tych opasek niedługo po hotelowym zdarzeniu, to dla mnie kolejny dowód na to, jak różnie ludzie reagują na traumatyczne sytuacje. Jedni krzyczą na dziecko, inni szukają rozwiązania (z myślą o sobie i pozostałych rodzicach), które ułatwi wyjście z tarapatów w przyszłości.

Tu byłam

Spacerując koło domu, bawcie się w zapamiętywanie punktów orientacyjnych np. ulubionego drzewa, ciekawego budynku itd. Takie zabawy pomagają maluchowi skupiać uwagę na tym, co mija podczas spaceru.

Kiedy będziecie w obcym mieście, też wykorzystaj tę zabawę. Przyzwyczajone do szukania punktów orientacyjnych dziecko, na pewno poradzi sobie z ich odkrywaniem w innej przestrzeni. Reguła jest przecież ta sama. To z kolei ułatwia ogólne rozeznanie i zwracanie uwagi na znajome miejsca.

W przypadku zagubienia się, dziecko może się zorientować, że ma w pobliżu te punkty orientacyjne i nie odejdzie daleko. Albo może zauważyć, że nigdzie w pobliżu ich nie ma, co da do myślenia, że może nie warto się już oddalać, tylko zadziałać inaczej. Oczywiście te wszystkie zachowania warto przećwiczyć i ustalić wcześniej z pociechą.

Wasza baza

Ustal z dzieckiem, że kiedy traci cię z oczu, powinno udać się do miejsca, w którym ostatni raz cię widziało. O ile oczywiście widzi to miejsce. Zazwyczaj dziecko nie odchodzi w tłumie jakoś bardzo daleko od rodzica, tylko właśnie traci go z oczu. Rozglądając się spokojnie, może trafić do miejsca, gdzie ostatni raz się widzieliście. Nawet jeśli ciebie tam nie będzie, powinno czekać właśnie w bazie. Bo taką macie umowę.

Zabawą pomagającą zlokalizować ten punkt, w którym dziecko widziało się z tobą ostatnio, jest np. szukanie przedmiotu w domu. To też po prostu dobra metoda odnajdywania rzeczy. A zagubionych rzeczy przy dziecku bywa naprawdę sporo. Kiedy pociecha następnym razem zapyta: Mamo, widziałaś mojego misia? to nie pędź od razu na poszukiwania, tylko zadaj pytanie: A gdzie go widziałeś ostatni raz?

Pewnie, że maluch może nie umieć tak z marszu odpowiedzieć. Jednak samo pytanie, bardzo pomaga w uporządkowaniu myśli. Możesz zaproponować, że wspólnie go poszukacie, ale jak detektywi. Do tego trzeba będzie odtworzyć zdarzenia z ostatnich kilku minut (może godzin). Idąc tym tropem, na pewno w którymś momencie traficie na misia. Im więcej takich detektywistycznych zagadek (nie trzeba czekać aż coś się zgubi, sama taką zabawę zorganizuj), tym lepiej maluch utrwali umiejętność przypominania sobie, gdzie ciebie/misia widział po raz ostatni.

Poproś o pomoc

Kiedy dziecko się gubi, to dokładnie tak jak dorosły, zaczyna panikować. My panikujemy kiedy nie widzimy dziecka w tłumie i ono też pewnie to zrobi. Może uda mu się zapanować nad nerwami jeżeli wcześniej wyjaśnisz dokładnie, jak prosić o pomoc.

W dzisiejszych czasach jest trochę łatwiej, bo każdy ma telefon komórkowy więc jeśli tylko dziecko zna twój numer, może zaczepić kogoś dorosłego i poprosić o zadzwonienie do mamy. Jednak przecież taki maluch, nie dość że w stresującej, to jeszcze zupełnie nieoczekiwanej i nowej sytuacji, może nie mieć śmiałości lub siły nikogo zaczepiać. Tu wkraczasz ty. W bezpiecznych warunkach, naucz dziecko tego zaczepiania. Przećwiczcie taką rozmowę.

Jak z każdą nową sytuacją, warto taką przerobić w domu i po prostu porozmawiać o tym, że zagubienie w tłumie może się każdemu zdarzyć. Powiedz dziecku żeby w tej sytuacji spokojnie się rozejrzało i najlepiej zagadnęło mamę z dzieckiem/dziećmi. To wydaje się być najbezpieczniejszym wyborem, skoro i tak trzeba się przemóc i zaczepić obcą osobę. Mama z dziećmi kojarzy się z tobą. I zapewne nie wygląda groźnie.

Wiersz o telefonie

Najprostszym z możliwych pomysłów jest nauczenie dziecka na pamięć, numeru telefonu do mamy. Tak mi się przynajmniej wydawało do pewnego momentu. Nauczyłam moją (wtedy) trzylatkę swojego numeru telefonu. Jak? Najpierw wymyślałyśmy rymowanki do cyferek w nim zawartych. Innego dnia, zapisywałam te cyfry na kartce i sobie je śpiewałyśmy. Bywało i tak, że rysowałam je patykiem na piasku, a Karolina po nich skakała w odpowiedniej kolejności. Nieważne jak, ważne żeby to była zabawa. Coś w rodzaju wierszyka do wyklepania.

Sama pewnie wiesz, że trzylatki są w stanie zapamiętać naprawdę skomplikowane informacje. Kombinacja kilku cyfr, dla większości nie jest wielkim wyzwaniem. I byłam bardzo dumna, że po kilku dniach, dziecko potrafiło ten numer wyrecytować z pamięci. Po prostu go znała. Starałam się zachęcać ją do podawania go w miejscach publicznych np. w sklepie przy zakładaniu karty lojalnościowej, w przychodni itd.

Problem polegał na tym, że większość dorosłych nie wierzyła trzylatce. To prawdziwy numer telefonu do mamy? Eeee zmyślasz. O ile stałam przy niej, kiwałam głową i potwierdzałam, to wszystko grało. Nawet robiło wrażenie. Jednak kiedy dziecko dyktowało go poprawnie samo, jakoś nikt nie brał tego na serio.

Nadal uważam, że to ważne by dziecko znało ten numer. Im starsze, tym bardziej serio będzie przez dorosłych traktowane. Jego znajomość daje maluchowi poczucie bezpieczeństwa. Jest czymś w rodzaju koła ratunkowego, które wisi i wcale nie musi być używane. Ale jest.

Opaska na rękę

Kiedyś w galerii handlowej podeszły do mnie (byłam z Karoliną) dwie dziewczynki i poinformowały, że zgubiły z oczu mamę. Znają numer telefonu i proszą żebym zadzwoniła i powiedziała, że tu razem stoimy. Siostry były spokojne, a mama zjawiła się dwie minuty po wykonaniu telefonu. Ich zachowanie zrobiło to na mnie ogromne wrażenie.

Dlatego zależy mi na tym żeby dziecko znało ten numer. Choć zdaję sobie sprawę z tego, że nie każdy maluch podczas takiej akcji będzie spokojny jak te dziewczynki. Nie każdy też w stresie potrafi sobie przypomnieć cyfry w odpowiedniej kolejności. Czasem zanosząc się płaczem, nie ma możliwości wypowiedzieć nawet jednego słowa. I tak się zdarza.

Dlatego zgodziłam się na współpracę, dzięki której mogę wam pokazać te opaski na rękę. Życie płata różne figle i czasem sekunda nieuwagi kosztuje sporo nerwów. I dziecko, i rodzica. Zauważyłam też, że numer telefonu zapisany na opasce, mimo tego, że dziecko potrafi go wyrecytować z pamięci, ma większą moc. Jakoś lepiej działa na wyobraźnię dorosłych. Wierzą, że jest prawdziwy i dziecko nie wymyśla go na poczekaniu. Dlatego pokazuję drobiazg, bez którego nie wyruszamy z domu na wycieczki.

Zabezpieczenie 

U nas jeszcze doszedł jeden element. Dzieci mieszkające za granicą, chodzące do szkoły gdzie nikt nie mówi w ich ojczystym języku, czują się pewniej mając numer telefonu do rodzica. Jest sobie po prostu zapisany na ładnej opasce. Nie wspomnę o tym, że rodzice też czują się pewniej mając świadomość, że dziecko i w ten sposób jest zabezpieczone.

Dodatkowo, podoba mi się, że jest to pomysł i projekt w całości przygotowany przez młodą mamę dwójki dzieci. Czyli znowu – rodzic uznał, że jest taka potrzeba i stworzył wspaniały drobiazg. Jeśli twojemu dziecku spodobały się akurat wzory z piłkarzami, to wiem z pewnego źródła, że w ich projektowaniu pomagał syn pomysłodawczyni opasek. Więc jest to naprawdę rodzinne dzieło. I takie lubię najbardziej.

Sama przyznaj, że opaski prezentują się pięknie? Oprócz funkcjonalności, mnie rozczula ich wygląd. Nic dziwnego, bo do współpracy przy ich tworzeniu zaproszone zostały dwie trójmiejskie artystki – Marta Soboń i Magdalena Pomaz Hoppe. Dzięki artystycznemu wkładowi i dziecięcym podpowiedziom, te proste, małe opaski, są radosne i po prostu cieszą oko.

A co z najmniejszymi maluchami?

Wierzę, że tych jeszcze niechodzących, nikt nie spuszcza z oka na tyle żeby mówić o zagubieniu w tłumie. Jednak kiedy roczniak zaczyna tuptać na własnych nogach, sama wiesz, że największą pasją jest wtedy uciekanie mamie i tacie. I ściąganie opaski, to też świetna zabawa.

Dziecko mi ucieka!

Takie uciekanie jest niebezpieczne i naprawdę może się skończyć sukcesem. Co dla rodzica oznacza tyle, że traci dziecko z oczu. Sporo o samej potrzebie uciekania i o radzeniu sobie z nim, opowiedziałam w tym odcinku podcastu Tylko DLa Mam pt. Jak reagować, kiedy dziecko wciąż mi ucieka? 

Czy maluch to sam ściągnie?

Z myślą o takich dzieciach, opaski mają specjalnie zaprojektowane zapięcie. Ono jest bardzo sprytne więc nawet jeśli pociecha nie przepada za noszeniem czegoś na rękach, to myślę że wytrzyma jakiś czas, kiedy jesteście w tłumie. Ty też będziesz się czuła nieco bezpieczniej i przede wszystkim – będziesz miała pewność, że opaska nie wyląduje na ziemi.

Mam nadzieję, że te wszystkie zabawy i pomysły sprawią, że wasze wyjazdy i wycieczki w zatłoczone miejsca, zawsze będą się kończyły dobrze. A dzięki współpracy z www.OpaskaTelefonDoMamy.pl nasze pociechy będą jeszcze bardziej bezpieczne.

Mocno się napracowałam przy tym wpisie, teraz liczę na Ciebie, bo chciałabym żebyśmy zostały w kontakcie. Jak? Jest kilka możliwości, mam nadzieję, że skorzystasz:
  • Zostaw proszę komentarz, bo dla mnie każda informacja zwrotna na temat mojej pracy, jest bardzo ważna.
  • Jeśli uważasz, że piszę z sensem i o ważnych sprawach, podziel się wpisem ze znajomymi.
  • Polub Fan Page na Facebooku, jest tam już mnóstwo mam, zapraszamy!
  • Koniecznie zajrzyj na stronę Podcasty, gdzie czeka cała masa krótkich porad wychowawczych do odsłuchania.
  • Obserwuj profil na Instagramie, tam znajdziesz kulisy bloga i moją codzienność.
Tytuł
Co robić, gdy dziecko zniknie z oczu?
Opis
Dziecko się gubi
Autor
Blog
TylkoDlaMam.pl