Reklama

Chyba każdy się zgodzi, że małe, kilkumiesięczne dzieci, są wprost stworzone do tulenia i noszenia na rękach? Dzieci bardzo to lubią i wszystko jest w porządku, bo rodzice też lubią nosić na rękach swoje szczęścia.

Dla niektórych przychodzi jednak moment, kiedy każda próba odłożenia dziecka, kończy się jego płaczem. Nie da się zjeść, umyć, napić herbaty. To znaczy, da się, ale z dzieckiem na rękach. To bywa męczące.

Jaką moc ma dotyk mamy?

Nikogo chyba nie trzeba przekonywać o tym, jak ważne jest budowanie więzi między dzieckiem a rodzicami. I to na każdym polu. Fizycznym (dotyk) i psychicznym (relacje rodzinne, poczucie bezpieczeństwa, odporność psychiczna). Jednak, jak to z teoriami bywa, wiele z nich brzmi pięknie, ale trudno wcielić w życie te piękne założenia, bo rodzic małego dziecka bywa (jest przez większość czasu) zmęczony i potrzebuje chwili dla siebie.

Co chwilę rozmawiam z zestresowaną młodą mamą, która mówi, że całymi dniami nosi dziecko na rękach, bo wie jak ważny jest dotyk. Jednak jest to męczące. Nic się nie da zrobić w domu, ciężko nawet się umyć, bo maluch płacze pod drzwiami łazienki. Awanturuje się, jak tylko człowiek chce się go na chwilę pozbyć z tych rąk, a ja noszę, choć nie jest to już dla mnie ani przyjemność, ani budowanie więzi czy „słodki ciężar”, a zwykła udręka. Jestem coraz bardziej nerwowa.

Powiedzmy sobie jasno, rodzice mają prawo do takich uczuć, bo rodzic idealny istnieje tylko w wyobraźni.

Rodzic idealny i niegrzeczne dziecko. Co poszło nie tak? >>

Wyrzuty sumienia

Do tego dochodzą wyrzuty sumienia, bo przecież kiedy odłoży się dziecko z rąk na podłogę (niech się pobawi), ono zaczyna płakać. Żal rozrywa serce matki, a ból rozrywa nadwyrężony kręgosłup. I tak to trwa w zamkniętym kole. Co z tego, skoro jest zgodne z teorią o budowaniu więzi przez dotyk, skoro jest powodem do cierpienia?

Chciałabym od razu zaznaczyć, że jestem wielką zwolenniczką budowania relacji przez dotyk. Stworzyłam na ten temat kilka artykułów m.in: Jak 6 sekund może zmienić coś na lepsze w relacji z bliskimi? >>

Jednak jestem też zwolenniczką świadomego rodzicielstwa. Dla mnie oznacza to tyle, że każdą teorię warto przefiltrować przez swoje możliwości, potrzeby, charakter i ogólną sytuację życiową. Zwyczajnie – dopasować do własnego świata, wyciągnąć to, co najlepsze (i co się da, bo nie zawsze wszystko się da). Tym jednym ruchem można pozbyć się wyrzutów sumienia, że nie robi się czego, tak jak powinno. Każde rodzicielstwo jest inne więc jedna teoria – taka sama dla wszystkich – nie załatwia sprawy.

Nie chce zejść z rąk

Dodam tylko, że to nie jest artykuł dla tych, którzy chcą zostawić małe dziecko „do samodzielnej zabawy”, żeby ugotować w spokoju obiad czy ułożyć fryzurę. Nie chodzi w nim, o pozbycie się dziecka z pola widzenia, ale o bycie razem – jesteśmy przy dziecku, ale nie jest na naszych rękach.

Dlatego do tej związanej z dotykiem, dorzucam jeszcze inną formę na budowanie relacji, która jednocześnie jest podpowiedzią dla mam zmęczonych ciągłym noszeniem na rękach kilkumiesięcznego dziecka. Można malucha nauczyć poznawać świat z nieco innej perspektywy, a jednocześnie mieć pewność, że nie czuje się dorzucony, nie spędza dnia płacząc samotnie w kojcu, łóżeczku czy na dywanie, nie będzie miał traumy związanej z odrzuceniem. Jego poczucie bezpieczeństwa nie zostanie zaburzone na lata, tylko dlatego, że nie nosisz go na rękach przez cały dzień.

Niekoniecznie na rękach

Jasne, że dla kilkumiesięcznego maluszka, mama jest bardzo ważną postacią. Jest najważniejsza. Nic dziwnego, że domaga się jej obecności. Często więc płacze, kiedy mamy nie ma w pobliżu. A my – mamy – nie chcąc pozostawiać malucha płaczącego, najczęściej bierzemy na ręce. Taki odruch, zupełnie naturalny i bardzo potrzebny.

Fizyczny kontakt z maluszkiem jest niezmiernie ważny. Warto go dawać jak najwięcej, ale nie za każdym razem musi to być noszenie na rękach. I tu jest chyba cały pies pogrzebany. Warto poznać kilka sposobów na to, by zapewnić dziecku swoją bliskość, ale w nieco inny sposób. Ten inny sposób nie ma jednak nic wspólnego ze znanym od zawsze hasłem: Nie noś, bo się przyzwyczai.

Dlaczego tak lubi być na rękach?

Każda nosząca mama wie, że maluch bardzo szybko przyzwyczaja się do tego noszenia, bo to jest dla niego bardzo miła sytuacja.

Nie dość, że ma ciebie najbliżej jak się da, to jeszcze dobrze wszystko widzi z tej górnej perspektywy, czuje kołysanie (jak chodzisz to przecież kołyszesz). Jest świetnie i rozumiem tego malucha. Dlaczego miałby się nie dziwić, że mama chce zmieniać ten cudowny stan rzeczy? Dlaczego miałby się nie buntować? Nie ma żadnego powodu do tego, by nie płakać, kiedy chcesz się go pozbyć ze swoich rąk.

Oprócz noszenia na rękach

Daj mu powód, by nie płakał. Naucz innego sposobu spędzania czasu. Nie  z a m i a s t   noszenia na rękach, ale  o p r ó c z.  Z czasem maluch przyzwyczai się do tego, że wasza relacja może wyglądać też inaczej, niż tylko „na rękach”. Wątpisz? Skoro twoja pociecha szybko nauczyła się, jak sprawić, żebyś je brała na ręce, to jest żywy dowód na to, że świetnie sobie radzi z uczeniem się nowych rzeczy. Masz mądre dziecko. Nic więc nie stoi na przeszkodzie, żeby nauczyć (pokazać), jak wiele radości może dawać wspólny czas, ale nie na rękach u mamy. Raczej, razem z mamą.

Dla twojego zdrowia fizycznego to też ważne, sama wiesz. Zmęczona mama to bardziej poirytowana mama. Nic dziwnego. Bycie zmęczoną mamą (na własne życzenie) też nie jest takie do końca fajne. Bycie czymś w rodzaju zabawki do transportu po całym domu, w ramach zajęcia dziecka i dania rozrywki (żeby nie płakało), to chyba nie jest twoje największe macierzyńskie marzenie? Jeśli jest, to w porządku, nie zmieniaj niczego na siłę. Jeśli jednak czujesz, że chcesz coś zmienić w waszej relacji, po prostu spróbuj.

Porozmawiaj o tym i o tamtym

Pierwszym krokiem jest to, co pewnie robisz przez cały czas. Tłumaczenie świata. A właściwie może mniej tłumaczenie, a opowiadanie o tym, co się dzieje, co robicie. Uprzedzaj tego kilkumiesięcznego malucha (wiem, że nie mówi i nie wszystko rozumie) o tym, co zrobisz i opisuj, to co robisz np.:

  • Za chwilę położę cię na przewijaku. O tak.
  • Będziemy ścielić łóżko. Podnosimy poduszkę, razem.
  • Za chwilę będę ci zakładać kaftanik. O tu jest jedna ręka, a druga twoja ręka.
  • Nalewam wodę do wanny, zobacz.

Może przy czytaniu w artykule, brzmi to trochę dziwnie. Może dla niektórych banalnie, bo przecież ciągle rozmawia się z dzieckiem. W tym konkretnym rodzaju komunikacji chodzi jednak o zwrócenie uwagi malucha na to, co się za chwilę wydarzy. I oczywiście między zwróceniem tej uwagi (najlepiej z pokazywaniem), a samym wydarzeniem, nie powinno minąć więcej niż kilka sekund. Żeby bobas miał szansę powiązać informację z czynnością.

Twój głos ma moc

To jest przecież też nawiązywanie relacji z dzieckiem. Opowiadanie mu o codzienności, o waszym świecie. Pewnie, że nie potrafi jeszcze odpowiedzieć, ale rób to. Szybko zobaczysz, że cię doskonale rozumie. Przy którymś kolejnym poinformowaniu o zakładaniu kaftanika, pewnie maluszek sam wyciągnie ręce do ubierania.

Tym opowiadaniem robisz coś jeszcze. Przyjdzie taki moment, że dziecko straci cię z pola widzenia (np. jesteś w łazience), ale będzie słyszało twój głos. I to będzie znajoma sytuacja, dająca ukojenie i poczucie bezpieczeństwa. Oczywiście tylko na chwilę i dopiero gdy maluch podrośnie, ale żeby tak się stało, warto zacząć już.

Twitter aktywne czytanie ksiązki dla dzieci blog

Kliknij w zdjęcie, przejdziesz do bloga AktywneCzytanie.pl

Czym to się różni o d tej zwykłej komunikacji?

Czasami z irytacją i pośpiechem, próbujemy dziecko ubrać na spacer i co? Wije się, nie daje się ubrać, wierzga nogami. Przed chwilą było spokojne, a tu nagle taka awantura. O co mu chodzi?

Wyobraź sobie siebie na miejscu tego bobasa. Tylko może nie na przewijaku, ale w przedpokoju, a najlepiej opatulona kocem w zimowy wieczór na ulubionym fotelu. Siedzisz sobie z kawką i ulubioną książką (to taki dorosły odpowiednik bycia na rękach u mamy – relaksująca, miła sytuacja), aż tu nagle ktoś zrywa ci ten koc, zakłada czapkę na głowę i każe przejść w zupełnie inne miejsce. Bez uprzedzenia! Jak się wtedy czujesz?

Może lekko zdezorientowana? Może zdenerwowana? W sumie nie masz nic przeciwko przejściu do innego pomieszczenia, ale miło by było zostać uprzedzoną o tym, prawda? Spokojnie, bez gwałtownych ruchów. Wkurzasz się dodatkowo, bo nie zdążyłaś nawet zauważyć, jaką ci wciśnięto czapkę na głowę. Wszystko dobyło się szybko i (znowu użyję tego wyrażenia, bo jest kluczowe) bez uprzedzenia.

Każdy dorosły, jakoś tam zareaguje na taką sytuację. Jednak kilkumiesięczne dziecko ma niewiele możliwości komunikacyjnych. Będzie ryk, bo odłożyłaś z rąk na dywan. I nic to malucha nie obchodzi, że masz obiad do ugotowania, artykuł do napisania (lub przeczytania), zakupy do zrobienia, głowę do umycia czy kawę do wypicia. Chce na ręce i koniec.

Warto rozmawiać

Rozmawiasz z bobasem i opowiadasz świat w ten spokojny sposób, uprzedzasz, co się wydarzy. Dajesz czas małemu mózgowi na ogarnięcie sytuacji. Jesteś i rozumiesz, że czasem maluch płacze i nie jest to powód do panikowania. Jesteś przy nim.

Kiedy czujesz, że jesteś gotowa, spróbuj nauczyć malucha tego, że odłożenie go z rąk na podłogę, nie oznacza, że przestajecie być razem. Uprzedź: Teraz położę cię na kocu. Delikatnie, powoli. O tak. Jestem tuż obok ciebie. Siadam obok ciebie.

Jest to inny rodzaj bliskości, ale wciąż jesteś na wyciągnięcie ręki. Maluch cię widzi, czuje twój zapach, może cię dotknąć, słyszy. To zupełnie nowy rodzaj relacji, który pewnie nie od początku przypasuje dziecku. Siedzicie (lub leżycie) obok siebie np. na dywanie. I co? I maluch zaczyna płakać, bo chce na ręce. Wtedy sporo rodziców pęka i mówi, że to się nigdy nie uda. Spokojnie, przecież to pierwsza próba. Nowa sytuacja, z której dziecko ma prawo być niezadowolone.

Na rękach jest fajnie

Świat widziany z perspektywy bycia na rękach jest zupełnie inny niż ten na dole. Nie musi się maluchowi od razu podobać. Ale to też ważna perspektywa. Możecie patrzeć sobie w oczy. Łatwiej po prostu obserwować siebie nawzajem. To bardzo istotne przy budowaniu więzi z dzieckiem. Widzisz, co je interesuje, co ciekawi, na co zwraca uwagę. Ono też ma szansę widzieć ciebie. Nie jesteś już tylko mamą do noszenia i zabawiania, sapiącą z powodu bólu kręgosłupa i czającą się na kogoś, kto przejmie od ciebie na chwilę dziecko. Dostajesz inny rodzaj uwagi od pociechy. Bardziej świadomy. I dajesz też inny rodzaj uwagi. Zachęcający do aktywności.

No tak, to wszystko ładnie pięknie, tylko że po wylądowaniu na podłodze, dziecko wciąż płacze. I co teraz? Nic, po prostu bądź blisko i mów spokojnym głosem: Wiem, że jest trochę inaczej niż zazwyczaj. Widzimy swoje twarze. Mam dwie wolne ręce. Jestem tu. Poznajmy tę nową sytuację.

Złap dystans

Tak, maluch nadal płacze, choć powiedziałaś to pięknie i spokojnym głosem. Ale nie nie dzieje mu się krzywda. Płacze, bo chce ci powiedzieć, że jest inaczej. Ty to potrafisz nazwać, dziecko nie. Będzie przed wami jeszcze wiele sytuacji, w których coś się dziecku może nie spodobać. Przecież bycie mamą nie sprowadza się do tego, by zrobić wszystko, byle nie usłyszeć płaczu dziecka. Od takiej postawy można zwariować.

Oczywiście mówię o płaczu w warunkach, kiedy dziecko czuje się (być może dziwnie, inaczej) bezpiecznie. Jesteś, czuwasz, mówisz spokojnym głosem. Pozwalanie na taki płacz nie krzywdzi pociechy, jest po prostu formą komunikacji. To ten moment, kiedy w pewien sposób, pracujesz z tym płaczem (płaczącym dzieckiem). To wymaga obecności, cierpliwości i jakiegoś rodzaju samozaparcia.

Nadmiar zabawek

Jeśli teraz zaczniesz na siłę odwracać uwagę, zarzucić zabawkami, to dziecko może nie zrozumieć, o co chodzi. Niektórzy w tym monecie próbują dać zabawkę w zamian za swoją nieobecność, czyli coś w stylu: Zobacz, tu masz misia. Pobaw się, a ja szybko umyję głowę. Być może nawet i ta sztuczka zadziała raz, być może na chwilę. Jednak zupełnie nie o to chodzi w tym rodzaju budowania relacji.

Możesz natomiast spróbować powiedzieć: Rozumiem cię maluszku. Dla mnie to też nowość, ale dajmy podłodze/kocykowi/materacowi/łóżku szansę. Może nam się spodoba? Czujesz, mogę cię dotknąć. Mogę ci zrobić masażyk plecków. A ty możesz złapać mnie za palec. Chcesz?

Małymi krokami

Dalej sytuacja może się potoczyć bardzo różnie. Maluszek może się uspokoić i zainteresować zabawą z tobą w tej nowej pozycji. Może się na ciebie wspinać, chcieć się przytulić. To zupełnie naturalne i wspaniałe. Tulenie na siedząco lub leżąco, nie jest noszeniem na rękach. Jest zabawą, zabezpieczeniem potrzeby maluszka. Sam ci powie, co chce robić.

Jeśli zauważysz, że dobrze wam idą te podłogowe próby, z czasem mogą się pojawić zabawki w zasięgu wzroku i ręki. Dziecko pewnie chętnie się z tobą nimi pobawi. Tak, nadal jesteś. To, że nie płacze, nie jest powodem do wymknięcia się po kryjomu lub startowania do konkursu na perfekcyjną panią domu: Zabawił się grzechotką, to ja posegreguję wyprane ręczniki. Jeszcze nie. Na tym etapie po prostu bądź.

Nie trzeba spędzać tak całego dnia, ale chwila dziennie jest wstępem do późniejszych samodzielnych zabaw. No i co najważniejsze, to też moment wytchnienia dla twojego kręgosłupa. O to chyba głównie chodziło?

Jesteśmy razem

Może się też zdarzyć, że maluch wciąż będzie płakał i dłuższy czas się nie uspokoi. To żadne fiasko. To tylko informacja od dziecka, że mu ta sytuacja nie odpowiada. Woli być na rękach. Jeśli widzisz, że nie może się uspokoić, możesz po prostu powiedzieć: Widzę, że nie podoba ci się siedzenie na podłodze. Czy chcesz na ręce? Chodź, do mnie na ręce. Nadal jednak będziemy na podłodze.

W tej pozycji, mając dziecko na rękach, po prostu sobie bądźcie. Jemu nadal nie dzieje się krzywda. Wręcz przeciwnie, jest w twoich ramionach, a płacz jest formą rozmowy. I to jest ważna dla was chwila. Trzeba przetrwać ten płacz. Przynajmniej spróbować.

Wychowanie wspierające

Jasne, że nie może to trwać do wieczora. trochę też od ciebie zależy, jaki to będzie czas. Ten płaczliwy moment jest dla was obojga bardzo ważny. Ty komunikujesz coś dziecku:

  • Chcę ci pokazać coś nowego.
  • Jesteś przy mnie bezpieczny, ma prawo nie podobać ci się taka nowość.
  • Mnie ma prawo męczyć noszenie na rękach cały dzień, chcę spróbować czegoś innego.

I dziecko coś komunikuje tobie:

  • Wolę być noszony na rękach, bo się do tego przyzwyczaiłem i to budzi moje miłe skojarzenia.
  • Ta sytuacja jest dla mnie nowa i dziwna. Nie wiem, jak się zachować.
  • Nie znam tej sytuacji, nie czuję się w niej pewnie.

I tak sobie codziennie rozmawiacie parę chwil. Jeśli masz ochotę (potrzebę), spróbuj. Im więcej takich zabaw w poczuciu bezpieczeństwa z mamą, tym bardziej oswojona sytuacja. Po jakimś czasie, inni domownicy też mogą w nich uczestniczyć. I to jest moment, kiedy ty masz szansę na wolne ręce i umycie tej głowy, napicie się kawy. Bez dziecka na rękach.