Poronienie to jest jednym z najtrudniejszych tematów do przerobienia w emocjach i głowach kobiet (oraz ich bliskich). Bagatelizowanie żałoby, rozczarowania, lęku i smutku, może przynieść więcej złego niż dobrego. Udawania, że „nic się nie stało” może nawet prowadzić do depresji. Bo stało się i to bardzo wiele. O tym dzisiaj na blogu Tylo dla Mam.
Macierzyństwo jest pewnego rodzaju cudem. Choć tak naprawdę, to ja w cuda nie bardzo wierzę. Ale na potrzeby wyrażenia emocji, mogę je uznać za coś na kształt cudu. Niby wszystko zbadane, od poczęcia, od pierwszych chwil po narodzinach, a jednak nadal fascynujące dla człowieka jest to, że druga istota rozwija się i żyje w jego ciele. Potem z tego ciała wydostaje się na zewnątrz. Na świat.
Poronienie to bolesne doświadczenie
A co, jeśli to wydostanie się na zewnątrz wiąże się z traumą i tragedią? Gdzie ten cud? A co, jeśli to nie poród, tylko poronienie? To temat bardzo, bardzo intymny i bolesny dla kobiet. Dla matek właściwie, bo przecież jeśli nosiłaś pod sercem dziecko, to przez chwilę byłaś matką. I będziesz nią dla tego dziecka już do końca życia.
Czy można nazwać poronienie inaczej niż dramatem? Czy takie doświadczenie czegoś kobietę uczy? A może osłabia już do końca życia? Zmienia na zawsze? Tak, tak, tak i tak. Odpowiedź na te wszystkie pytania brzmi po prostu – tak.
Poronienie to trudne pytania bez odpowiedzi
Pośród wielu dylematów moralno-etycznych, które rodzą się w mądrych głowach próbujących wytłumaczyć kobiecie, jak ma sobie radzić po stracie nienarodzonego dziecka, jednym z większych jest czas. Kiedy nastąpiło poronienie? Jeśli zdarzyło się to w pierwszym trymestrze – średnio 1 na 6 potwierdzonych ciąż ulega poronieniu w pierwszych 12 tygodniach ciąży – czy to coś zmienia w żałobie?
Statystyki ciąg dalszy: 1 na 50 ciąż ulega poronieniu w następnych 9 tygodniach. To już drugi trymestr. Rodzi się więc kolejne pytanie, czy utrata ciąży w pierwszych kilkunastu tygodniach jest łatwiejsze do przetrwania niż utrata jej już po połowie? Jest to jedno, z niepotrzebnych pytań, które możesz sobie zadawać w nieskończoność i licytować się na odpowiedzi. I na ból. Po co?
Podobnie można pytać o rodzaj poronienia, które przeżyła kobieta. Czy to ma znaczenie? Samoistne, nawykowe czy zagrażające? Z punktu widzenia medycznego i kolejnych prób oczywiście ma to znaczenie, ale dla konkretnej straty i emocji w żałobie, to rozróżnienie nie jest takie ważne.
Poronienie. Masz prawo do żałoby
Jeśli wiedziałaś, że jesteś w ciąży, to masz prawo do cierpienia i żałoby. Wydaje się logiczne i naturalne, że jeśli ciąża trwała krótko, to nie zdążyłaś się do niej przyzwyczaić, nie zdążyłaś przywiązać się do dziecka. Ale czy nie zdążyłaś pokochać?
Może nie zaplanowałaś dla niego całej przyszłości, bo dopiero zaczęłaś się cieszyć ze spotkania z małym człowiekiem, za kolejnych kilka miesięcy. Masz prawo do żałoby? Do bólu? Nie zadawaj takich pytań. Masz do tego prawo tak samo jak matki, które straciły swoje dzieci w późniejszym okresie. Masz prawo szukać odpowiedzi, tylko pamiętaj, że ich po prostu nie znajdziesz.
Poronienie. Czy tak jest lepiej?
Ludzie (mimo, że niby temat tabu) tłumaczą utratę nienarodzonego dziecka na wiele sposobów:
- Natura wie lepiej, widocznie tak musiało być.
- A może jakaś wada genetyczna? Tak jest lepiej?
- Czy na pewno byłaś gotowa? Może organizm wiedział, że to nie ta pora? To lepiej, prawda?
I już nie wiadomo czy lepiej słuchać tych rad, czy puszczać mimo uszu. Najgorsze jest to, że pomiędzy jedną a drugą taką radą, szukasz winy w sobie: Czy to dlatego, że nie dbałam o siebie wystarczająco? Gdybym wtedy nie piła tego kieliszka wina/nie dźwigała tej torby/nie wstała tak gwałtownie… Byłoby inaczej?
Te poszukiwania w niczym nie pomagają. Ale jeśli potrzebujesz, to pytaj, szukaj i tłumacz sobie. To twój ból i twoja żałoba. Nikt nie ma prawa mówić ci, jak i co powinnaś czuć. Co z tego, że powiem ci, żebyś zajęła myśli czymś innym? Nie da się, to jasne. Im częściej będę cię w ten sposób pocieszać, tym gorzej będziesz się czuła.
Poronienie. Czego nie mówić kobiecie po stracie?
Może więc zamiast mówić kobiecie, która straciła ciążę, co powinna czuć i robić, warto powiedzieć o tym wszystkim ludziom dookoła. Żeby wiedzieli. Nie zadawali dodatkowego bólu. Żeby nie pomagali „na oślep”. Kobieta przetrwa, bo jest silna. Trzeba jej tylko na to pozwolić.
Reakcja środowiska na poronienie jest najczęściej bardzo naturalna, często spontaniczna i jednakowoż beznadziejna. Tak jak przechodzimy przeszkolenie związane z udzielaniem pierwszej pomocy w nagłych przypadkach, powinniśmy też wiedzieć (nauczyć się), jak się zachować w stosunku do kobiety w żałobie po poronieniu. Oczywiście, każdy przechodzi traumę inaczej, ale są pewne tematy, sprawy, zdania, które ją tylko pogłębiają. I co z tego, że to wszystko z dobrego serca? To nie jest żadne wytłumaczenie. Nie w dzisiejszych czasach, kiedy naprawdę można się z wielu tematów (zwłaszcza komunikacji międzyludzkiej) po prostu w ciągu kilku minut podszkolić. Trzeba tylko chcieć.
Poronienie. Co słyszy kobieta w żałobie?
- „Może to dobrze, że tak wcześnie się to stało. Nie zdążyłaś się przywiązać”. Nie, nie stało się dobrze, stała się tragedia. Umniejszanie faktu bycia w ciąży nie jest pocieszaniem. Kobieta być może nie zdążyła się jeszcze do tego stanu przyzwyczaić, ale też jest spora szansa, że jest w większym szoku. Jej emocje są napięte jak struny. Jeśli nie spodziewała się ciąży, to szok z byciem w niej mógł jeszcze nie minąć, a tu już strata. Jeśli nawet nie planowała tej ciąży, może nawet nie chciała tego dziecka, to jednak była mamą. I ma taką świadomość. Może poczuła ulgę skoro tego dziecka nie chciała, ale jest więcej niż pewne, że poczuła też wyrzuty sumienia. Właśnie dlatego, że go nie chciała.
- „To nawet jeszcze nie było jeszcze dziecko.” Jakim więc cudem kobieta czuła się jak matka? Co to było? Kawałek mięsa, białka, plastiku? To było jej dziecko. Twierdząc inaczej zabierasz jej prawo do żałoby. Oczekujesz, że przyzna ci rację? Jeśli zacznie się z tobą kłócić uznasz ją za wariatkę? Zrzucisz to na smutek, emocje, załamanie nerwowe? Była w ciąży i ma prawo mówić o dziecku. Jeśli tylko tak czuła, to ma do tego prawo. Jeden głupi komentarz może zachwiać w tym przekonaniu. W konsekwencji kobieta może wstydzić się okazywać żal przy najbliższych. A co, jeśli oni też uważają, że to jeszcze nie było dziecko? Wyjdzie na histeryczkę.
- „Wiem, co czujesz.” Być może to prawda, ale jesteś też innym człowiekiem, na innym etapie życia i tak naprawdę to, że wiesz nie jest żadnym pocieszeniem. Jest powodem do rozpaczy, że takie tragedie zdarzają się częściej. Dlaczego skupiamy się na twoich emocjach, a nie na żałobie? A jeśli tego nie przeżyłaś lub po prostu nie było szansy, bo jesteś mężczyzną, to wiem, mam pewność, że nie uciekniesz się do takiego pocieszenia. Okażesz przecież wtedy zupełny brak szacunku dla jej prawdziwych uczuć.
- „Jesteście młodzi, jeszcze będziecie mieli dzieci”. Wizja przyszłego macierzyństwa jest w momencie żałoby bardzo nie na miejscu. Nikt nigdy nie zastąpi tego dziecka w sercu matki. Jest ono tam potrzebne żeby mogła w spokoju przeżyć smutek. Nienarodzone dziecko to nie rybka w akwarium, którą podmienia się zanim pociecha zorientuje się, że poprzednia zdechła. Nie zabawka i nie przedmiot. Nie traktuj go więc przedmiotowo. Wyobraź sobie, że to twoja strata, taka zupełnie realna (matka, żona, córka, syn). Czy wtedy naprawdę będzie dla ciebie pocieszeniem wizja przyszłości, w której poznasz kogoś innego, nowego? Serio, to ci pozwoli zapomnieć o bólu? To nienarodzone dziecko (tak samo jak twoja mama, syn, mąż, żona) zasługuje na swoje miejsce w sercu i na żałobę matki.
Żałoba po poronieniu
- Szok – wiąże się z bezradnością, odczuwaniem chaosu, nierealności otaczającego świata.
- Świadomość straty – ból, płacz, depresja, poczucie winy, przewlekły stres.
- Wycofanie – czas dla siebie, unikanie pędu codzienności, zamknięcie w sobie, ciągłe zmęczenie, brak odporności.
- Powrót – kiedy zaczyna się normalne funkcjonowanie, stopniowy powrót do zainteresowania drobnymi sprawami (małe kroczki), powrót do zdrowia fizycznego, pogodzenie się ze śmiercią.
- Odnowa – akceptacja, pogodzenie się ze stratą, całkowity powrót do życia.
Poronienie. Jak pomóc kobiecie po stracie ciąży?
Jak zatem pomóc skoro już wiadomo, czego nie mówić i nie robić?
- Nie udawać, że nic się nie stało. Stało się.
- Pozwolić przeżyć smutek, żałobę na własnych warunkach, bez dodatkowych stresów, bez poganiania, bez udawania.
- Być blisko, ale nie pocieszać na każdym kroku i za wszelką cenę.
- Obserwować i wkraczać kiedy np. żałoba zaczyna przeradzać się w depresję. Przez ok. 2 miesiące po utracie dziecka może trwać tzw. depresja reaktywna, którą przechodzi jakieś 90% kobiet i jest to dość naturalny stan obwiniania się za utratę ciąży. Jeśli się to przedłuża lub przechodzi w coraz gorsze stany psychiczne, należy interweniować
- Dać czas…
Może masz jeszcze jakiś posób, by kobieta przetrwała to bolesne doświadczenie. Podziel się, proszę.
Ja też poroniłam i słyszałam te wszystkie rzeczy. Miałam 23 lata, ciąża była planowana i wymarzona. Rok później urodziłam syna, ale przez cała ciążę bałam się z niego cieszyć, bałam się pokochać i bałam się przywiazać – bo może znowu będę musiała stracić? Pomogło mi życie z dnia na dzień – każdego dnia ciąży myślałam – nie wiem co będzie jutro, ale dzisiaj się cieszę, ze jesteś. Dzisiaj dziękuję Ci za Twoją obecnosć.
Potem trafiłam na ksiażkę „dziecięce dusze”, która mówi o poronieniach z duchowego punktu widzenia. Nie wiem czy to prawda, ale ta wizja przyniosła mi jakąś ulgę. Wizja, że akt seksualny w kontekście pragnienia dziecka to jak wysłanie zaproszenia do dziecka. Ciąża – informacja zwrotna, ze zaproszenie przyjęte i dziecko pakuje się w drogę do nas. Poronienie – po prostu ZMIANA PLANÓW. Tam gdzie jest matka i dziecko zawsze są dwie strony równania.Jest ważne to, co matka myśli, ale też ważne to, co dziecko myśli. Dziecko mogło po prostu stwierdzić, że jeszcze nie jest gotowe na decyzję o urodzeniu. I to jest przykre – ktoś mówi, że przyjdzie, a potem zmienia plany, kiedy myśmy się już nastawili. Ale to tak jak z dorosłym – widocznie z jakichś jemu wiadomych względów nie mógł przybyć, skoro taką decyzję podjął. I moje pogodzenie się ze stratą wtedy dopiero się odbyło – kiedy stwierdziłąm, ze widocznie cos ważnego zdecydowało, ze podjął taką decyzję i ja to szanuję.
Dziękuję za ten komentarz. Jak będę miała okazję, to sięgnę po tę ksiąkę, jeśli Tobie pomogła to pewnie wielu innym kobietom też. Każda forma niesienia ulgi jest dobra, o ile pomaga a nie szkodzi.
Tak bardzo mi przykro , nikt nie powinien przez to przechodzić
Ja w zasadzie od samego poczęcia wiedziałam ze jestem w ciazy , naprawdę , choć wiem jak to brzmi . Wiedziałam . Potwierdzenie dostałam trzy tyg. pozniej . Test pokazał 2-3 tydzień ciazy
Na drugi dzień potwierdzenie id lekarza „ jest pęcherzyk „ za kolejne trzy tygodnie pojawiło się serduszko !!moje szczęścia Było nie do opisania . W 10 tygodniu szok , przeziornosc karkowa znacznie podwyższona ale poza tym ciąża rozwija się prawidłowo . Kolejne badanie potwierdza ryzyko wystąpienia chorób genetycznych i skierowanie na dodatkowe badania . 20.12 fałda na pleckach mojego skarbeczka miała grubość ok 8 mm . Termin na amniopunkcję 21.1
Czekamy Modlimy się błagamy ..,
17 .01 Standardowa wizyta kontrolna , lekarz długo patrzy w monitor i mimo ze ja również nie widziałam bicia serduszka szok i niedowierzanie
Lekarz nie ma dobrych wieści , brak akcji serca , ciężki obrzęk płodu , skierowanie do szpitala na wywołanie porodu
W 18 tygodniu ciazy ,
Moja córuchna przyszła na świat 20.01.20 o godzinie 14:45
Podobno najsmutniejszy dzień w roku , blu monday . Dla mnie najstraszniejszy poniedziałek w życiu .
Moja maleńka gwiezdna córeczka ma na imię Helenka
Ja również od samego początku wiedziałam, że jestem w ciąży, po prostu to czułam, niestety czułam też, kiedy zaczęło być źle:( w 7 tygodniu poszłam na USG miałam nadzieję zobaczyć bijące serduszko, a był jedynie pusty mały pęcherz płodowy. Lekarka mówiła, że pewnie później zaszłam w ciążę, choć ja byłam pewna kiedy to się stało. Na kolejnych badaniach co tydzień było widać coraz więcej, ale ciągle zbyt mało. Mój maluszek przestał rosnąć, mimo, że był to prawie 12 tydzień USG wskazywało rozwój na poziomie tygodnia 6-7:( Musiałam się z tym pogodzić, że moje dziecko przestało się rozwijać. Jutro idę na zabieg, będę mogła pochować moje 3 mm dziecko i nadać mu imię po tym jak się dowiemy jaka była płeć.
Wczoraj dowiedziałam się, że moje maleństwo jest martwe… Dziś nie dostałam się na oddział, mam przyjść jutro. Nie wiem co gorsze – strata ukochanego dziecka czy strach przed wymuszonym porodem
Kochane, ja wprawdzie nie mogę mówić o 10, 12 czy 14 tygodniu, a o samym początku. Na początku radość, niedowierzanie, że po 2 latach w końcu się udało. Niestety w 6 tygodniu nie udało się znaleźć pęcherzyka, a po badaniu krwi okazało się że beta drastycznie spada. Wiem, że taka strata, to nie to samo gdy już usłyszysz serduszko swojego maleństwa, ale boli tak samo. W szczególności jak nic na początku nie zwiastuje że tak się to skończy. Trzeba wierzyć że przyjdzie jeszcze taki moment że przytulimy swoje wyczekane maleństwo
Bardzo Wam wszystkim współczuję. Mam podobną historię, dzieciątko przestało się rozwijać, lekarz najpierw mówił że jest pęcherzyk i to wczesna ciąża, po 3 tyg nie zobaczył serduszka, była nadzieja bo beta hcg wzrastało, ale po kilku dniach spadło, serca nie było. Właśnie jestem po szpitalu, wywoływanie poronienia, potem zabieg. Jakoś to przetrwałam, trafiłam na fajny oddział. Teraz w domu smutek i poczucie straty wróciło, mam ochotę gdzieś się zaszyć i uciec. To była moja pierwsza ciąża, mam prawie 39 lat 🙁 Mam szczęście bo otoczenie bardzo wspiera ale nie wiem jak przepracować tą ogromną stratę sama. Przytulam Was
Witam was wszystkie kobiety. Z góry wszystkim Wam współczuję i wiem, co przeżywacie. Mam 39 lat i dwoje dzieci – 14 i 10 lat. Cudowne, zdrowe. Zamarzyłam w tamtym roku, aby znów zostać mamą. W marcu odstawiłam tabletki, w maju byłam w ciąży. Niestety ciąża obumarła z przyczyn idiopatycznych i wyczyszczono mnie z resztek płodu i cierpiałam do ok. listopada. Z każdym dniem nadzieja dawała siłe i dodawała otuchy. Przyszedł rok 2021. W maju zaszłam w ciążę, bo beta rosła, ale niestety płód miał problem z zagnieżdżeniem się i po ciąży. Teraz w lipcu znowu ciąża, test pokazał dwie kreseczki i beta rosła. Niestety lekarz kazał iśc na drugie szczepienie, bo powiedział, że żadnego zagrożenia dla płodu nie ma, a ja durna, głupia poszłam. W środę mnie zazczepiono drugą dawka, a w sobotę samoistnie poroniłam. Widziałam, jak maleńki pęcherzyk wpada do toalety. Nie wiem, jak sobie radzić. Mam ochotę gdzieć uciec, wyjechać, sama, chowam się przed ludźmi, choc nikt oprócz mnie i męża nie wie, co się zadziało. Nie wiem, co będzie dalej, a na dodatek właśnie bratowa mojego męża urodziła zdrowego chłopca i wszyscy wokół są zachwyceni, wysyłają mnóstwo zdjęć, wzruszeń, a mi serce pęka…
Ja poroniłam Ignasia w 17 tygodniu ciąży dokładnie 22 sierpnia 2020 o godzinie 14.12. Nie umiem o tym mówić na głos nie mamy wsparcia w rodzinie. Nikt do mnie nawet nie zadzwonił nie powiedział nic. Czuję się samotna w tej walce sama że sobą. Nie wiem jak dam radę psychicznie z ciąża o którą modlę się każdego dnia. Moja rozpacz sięga zenitu.
Ja swoja córeczkę straciłam 17.10.20 w 16 tyg.ciąży.Tez c,uję się samotna ,koleżanki przestały dzwonić nawet mąż taki nieobecny,mam zal do niego że zapomniał już o Basi.Moze on to przechodzi inaczej
Poronilam w 17tyg ciazy, urodzilam w 18tyg. I choc dziecko mialo wade letalna I zero szans na przezycie do porodu slepo wierzylam, ze sie spotkamy. Bo taka jest milosc I wiara matki. Minelo dopiero kilka dni od rozstania I choc mam juz jedno dziecko to ja nie przestaje plakac. Mam moj skarb przed oczami, wspominam kazdy anatomiczny szczegol I wiem ze to krotkie spotkanie na zawsze zmienilo moje zycie. Kocham Cie. Zawsze bede tesknic. Bo jestem Twoja mama.
Ja też straciłam còrke w 17 tyg ciąży. Wszystko było dobrze do czasu kiedy przyszło krwawienie. A później leżałam w szpitalu i w sobotę 12.06.2021 przyszła na świat Lenka.
Serce mi popękało na pół. Mojemu mężowi również. Jak żyć dalej, jak znaleźć otuchę i nadzieję, że kiedyś będzie szczęśliwe rozwiązanie. Ale już nie to samo dzieciątko. Zobaczymy się w niebie córeczko. Pozostało nam kochać Cię na odległość i zawsze będziesz w naszych sercach.
Pięknie ujęte…
W końcu trafiłam na stronę internetową, której szukam od kilku lat. Ja również straciłam swoje maleństwa. Właśnie jestem po 7 stracie. Ciężko jest mi się z tym pogodzić. Moja historia zaczęła się w 2011 roku, kiedy straciłam pierwszą ciążę. Ciąża była niespodziewana, zdążyłam się przyzwyczaić a kiedy pokochałam to dzieciątko to usłyszałam że ciąża się nie rozwija i świat mi się wtedy zawalił. Następnie 6 lat starań i nic… W końcu się udało zobaczyłam 2 kreski i wielka radość. Już sobie wyobrażałam jak to będzie gdy przyjdzie na świat, jednak ponownie wszystko zbyt szybko się skończyło ciąża znowu przestała się rozwijać- moje serce pękło na milion kawałków. Lekarze kazali dalej się starać i tak przeszłam jeszcze przez 3 nieudane próby – każda ciąża przestała się rozwijać na tym samym etapie. Postanowiliśmy wtedy szukać pomocy. Jeździliśmy do genetyka i immunologa i tam tkwią problemy głównie immunologiczne. Zaczęliśmy bardzo kosztowne leczenie aż w końcu dostaliśmy zielone światło i nadzieję że wszystko będzie dobrze. W końcu w to uwierzyłam. Drugi cykl i 2 kreski na teście. Był to listopad 2019r. Znowu radość i jednocześnie strach. Nadchodzi pierwsze USG i dowiaduję się że ciąża żywa jednakże poza macicą – trzeba usunąć. Mój koszmar trwa dalej. Usunięto ciążę i prawy jajowód. Półtora miesiąca później wizyta kontrolna i przeżyłam szok okazało się że jestem w ciąży. To był jak cud… Brak jajowodu i teoretycznie cykl bezowulacyjny. Uwierzyłam że teraz musi być ok. Jednak szczęście nie trwało długo – ciąża po raz kolejny przestała się rozwijać. Brakuje mi sił do walki… Tak ciężko żyć z myślą że prawdopodobnie nigdy nie będę mamą…. Nigdy nie poczuję dzieciątka pod sercem, jego kopania.. A w tym wszystkim jeszcze to że nikt mnie nie rozumie, boję się wrócić do pracy – kobiety potrafią być okropne, nawet psycholog już nie pomaga… I to odwieczne pytanie dlaczego akurat mi się to przytrafiło?! Jak mam się podnieść i żyć dalej?!
Właśnie wróciłam ze szpitalach to usunięciu ciąży farmakologicznie. W poniedziałek dowiedziałam się że od około tygodnia serce mojego dziecka nie bije. Był i jest dla mnie dalej to szok i rozpacz, nie wiem dlaczego mnie to spotkało, dbałam o siebie i nic nie zapowiadało że tak to się skończy. Moje dziecko miało 8 tygodni. Ciężko mi dalej żyć chociaż wiem że muszę wziąć się w garść
Ściskam Cię mocno, bo doskonale wiem co przeżywasz ☹️ miałam zabieg w tym samym dniu ☹️
Jak ciężko się czyta coś, co tak bardzo jest mi samej bliskie….
Bardzo współczuję. 🙁
witam. jestem właśnie po poronieniu byłam w 6 tygodniu ciąży. na początku jak się dowiedzialam byłam e szoku nie chciałam tego dziecka miałam fajną pracę dobre zycie nie chciała nic zmieniać przez kilka dni nie chciałam słyszeć o żadnej ale później byłam szczęśliwa wszyscy się cieszyli i ja szukałam imienia dla swojego maluszka chciałam bardzo dziewczynkę. niestety nie było Mi dane dostałam krwawienia pytałam koleżanek mówiły że to normalne w ciazy głupia ja na drugi dzień pojechałam do szpitala dostałam strasznych boli mdlalam wymiotowałam wiedziałam że coś jest nie tak dla lekarza było oczywiste to poronienie. zostałam z tym sama nie chce jeść nie chce z nikim rozmawiać to moja wina nie chciałam to straciłam teraz.nie chce.mi się zyc mogłam być taka szczęśliwa zaprzepaściłam wszystko
Rozumiem Twój ból. Sama 2 miesiące temu straciłam swojego Synka. Boję się wyjść na ulicę do sklepu bo wszędzie widzę szczęśliwe mamy że swoimi bobasami kobiety w ciąży dla mnie to trauma. Najgorszy jest brak zrozumienia. Ludzie zawalają sowimi problemami jakby było mi to potrzebne.
Czy ma Pani ta książkę na sprzedaż? Chciałabym przeczytać, ale książka już chyba nie jest dostępna. Spodobał mi się Pani wpis , cytat z książki., chętnie przeczytałabym więcej.
Niestety, nie mam. 🙁
31.12. 2019 byłam szczęśliwa przeszła mamą ale w jednej chwili usłyszałam że serduszko nie bije w głowie miałam jeden wielki chalos nie wiedziałam co mam zrobić jak postąpić porostu nie umiałam… 02.01.2020 tak naprawdę to jest data porodu mojego maluszka mimo wszystko że jestem mamą nie umie wyjaśnić dlaczego ja i czy to moja winna porostu nie umie odpowiedzieć na to pytanie najbardziej boli mnie to że nie powiem cześć mój skarbie mimo wszystko że miałam cię tak krudko pod serduszkiem mojim mama..
Strasznie cieszę się, że tu trafiłam.
Jak to czytam to czuje, że ktoś mnie rozumie.
Mam 23 lata, tydzień temu straciłam ciąże.
Obumarcie płodu w 7 tygodniu ciąży, martwy płód nosiłam 2 tygodnie cały czas myśląc ze wszystko jest w porządku, ciesząc się z każdego dnia w ciąży. Jadąc na wizytę do lekarza nie mogłam się doczekać aż usłyszę bijące serduszko naszego dziecka. A zobaczyłam przerażona minę lekarza, który od razu skierował mnie na szpital. Nie przeczuwałam ponieważ nie miałam żadnych dolegliwości. Na szpitalu okazało się to co przeczuwał lekarz. W jednej chwili świat mi się zawalił, kolana mi się ugięły, nie mogłam powstrzymać swoich łez. Nigdy nie pomyślałam, ze mnie coś takiego spotka. Jesteśmy po ślubie pół roku, nasze starania o dziecko były krótkie bardzo udało się za pierwszym razem.
Nie mogę się z tym pogodzić. Dlaczego mnie to spotkało, co było tego powodem.
Bardzo chcemy stworzyć duża rodzine. Bardzo boje się kolejnej ciąży, czy ja donosze, czy wszystko będzie dobrze.
Również spotykam się ze słowami, ze jesteśmy młodzi, ze jeszcze będziemy mieć dzieci, ze tak musiało być, ze dziecko mogłoby urodzić się bardzo chore. Wszystko rozumiem tylko nikt mi już nie przywróci życia tego dziecka. Dla mnie to nie tylko zarodek, dla mnie to dziecka. Zdarzyłam je już pokochać. Czuje jakbym straciła bliska mi osobę. W około mam dużo kobiet które są teraz w ciąży i jest mi jeszcze z tym gorzej.
Ja również straciłam dziecko. 21.12.2020r. Miałam wizytę kontrolną (12tydzien) i była podobna sytuacja. Słowa lekarza że nie ma dobrych wieści, że płód przestał się rozwijać. rozwaliły mnie na milion kawałków. Szok, niedowierzanie, łzy. Z narzeczonym staraliśmy się dwa lata o upragnione dziecko. Udało się dzięki in vitro za drugim podejściem. Tyle starań, wyrzeczeń, przyjętych lekowk i zastrzyków, strachu czy się uda. Wiek 37lat, jeden jajnik, niska rezerwa. Wszystko straciło sens. Zostałam skierowana do szpitala na łyżeczkowanie. Nie przypuszczalam, że może mnie spotkać coś jeszcze gorszego, jak traktowanie przez personel szpitalny. Potraktowano mnie jak kogoś gorszej kategorii, jak śmiecia. Zanim zostałam przyjęta na oddział, minęło dobrych 10h, bo przecież pierwszeństwo mają ciężarne, a nie te które poronily, które przeżywają tragedię. Non stop płakałam (do tej pory płaczę 🙁 ) Podano mi leki, żebym poroniła naturalnie. Coś strasznego „urodzić” martwy płód. Jestem już w domu. Niestety tragedia trwa dalej. Tak smutnych świat nie mielismy nigdy. Najchętniej chciałabym zniknąć, wyłączyć myśli i emocję, stać się obojętna na wszystko co mnie otacza :((( Na chwiy obecną nie wiem czy po tej tragedii chcę się jeszcze starać o dziecko. Strach, który temu towarzyszy jest przerażający, że znowu może mnie spotkać taka sama sytuacja, że kolejny raz tego nie przeżyje 🙁 Najbardziej boli to, dlaczego akurat mnie to spotkało, dlaczego tyle kobiet dookoła z gorszymi problemami zdrowotnymi rodza zdrowe dzieci, a ja nie miałam tyle szczęścia. Dlaczego życie jest takie niesprawiedliwe??? :(((
Poroniłam 2 miesięce temu. Myślę że nie przeżyłam żałoby do końca. Wpadłam w Anemie. Źle się przez nią czuje. To wywołało nieustający paniczny lęk. Bylam u psychologa i psychiatry. Jedyne z czym wróciłam to leki antydepresyjne, których właściwie nie chce zacząć brać. Mam dzieci, więc otoczenie oczekuje że wrócę do codzienności, a ja sobie nie radzę. Nie umiem się pozbierać.
Dziękuję za te słowa. Każde najmniejsze zdanie, które trafia do serca powoli mi je składa. Świadomą ciążę przeżywałam tylko przez 4 tygodnie, a ból był nie do zniesienia.
Witam. Jestem świeżo po terminacji ciąży w 22 tygodniu. Moja Córeczka przyszła na świat drogą naturalną, choć już nie żyła. Skurcze miałam wywoływane lekami i 1 lipca o godz 23.50 malutkie ciałko opuściło mój brzuch, gdzie jeszcze dzień wcześniej czułam jak kopie… Zaledwie 10 godzin później opuściłam szpital, bo fizycznie było wszystko w porządku. Żadnego bólu, nieduże krwawienie. A teraz mija 4 doba i jest mi coraz gorzej. Nie potrafię jeść, rozmawiać z ludźmi, uśmiechać się, normalnie funkcjonować. Wydaje mi się że będę potrzebowała pomocy specjalisty, sama sobie z tym nie poradzę. Dla mnie to była wymarzona Córeczka. Staraliśmy się 4 lata i ciągle na teście widziałam tylko jedną kreskę. Kiedy już byłam tak szczęśliwa, wszystko spadło na mnie jak grom z jasnego nieba. Nie potrafię nawet patrzeć na swój brzuch. Wcześniej jak na 5 miesiąc był pokaźnych rozmiarów a teraz wydaje mi się taki płaski… Jak się podnieść? Jak sobie radzić?
Powiem tak rodziłam martwe dziecko w 37 tygodniu ciąży z winy lekarzy w szpitalu, bo czekali na jego śmierć inaczej tego ująć nie można. Ignorowali zły zapis KTG, zrobili USG tylko na przyjęciu 2 tygodnie wcześniej, a gdyby nie ignorowali i zrobili CC (wskazaniem medycznym była u mnie niewydolność łożyska) moja iskierka by żyła. Moje pierwsze dziecko… Jeżeli ktoś myśli, że po czymś takim człowiek kiedykolwiek wróci do siebie, to jest w błędzie. Każda kolejna ciąża to niewiarygodny stres i brak wiary czy będzie dobrze, a ludziom po tych akcjach się nie ufa wcale (bo za bardzo zranili, zbyt mocno…), a jak pojawiają się jakiejkolwiek dolegliwości to człowiek marzy tylko o tym by ciąża żyła dalej, by nigdy więcej nie usłyszeć najgorszych słów w życiu. Zamiast tego sama wolałabym odejść – słowo mniej się boję śmierci, niż życia w takim piekle w jakim żyję po śmierci córeczki… Śmierć przy czymś takim jawi mi się jako wybawienie, bo wtedy przestaje się cokolwiek liczyć.
A co w sytuacji kiedy tak sie pragnie dziecka, az do obłędu, a mąż nie chce go… od ponad pół roku nie zbliża się do żony… tak bardzo chcę byc mamą!!!! Moje kochane maleństwo, które czekasz na zaproszenie, przepraszam, ze nie znalazłam dla Ciebie lepszego taty ????
To chyba nie pozostaje nic innego, jak wybrać na kim ci bardziej zależy… 🙁
Ja dokonałam takiego wyboru. Po 14 latach odeszłam od swojego partnera, który pomimo przekroczonej 30. wciąż nie był gotowy na dziecko. Udało mi się „znaleźć ” tatusia dla mojego upragnionego dziecka. Pierwsza wyczekana ciąża skończyła się poronieniem. Była to dla mnie straszna tragedia. Na szczęście moja ginekolog okazała się prawdziwym „fachowcem” i bardzo mi pomogła (również sposobem przekazania złej wiadomości, bo poronienie było zatrzymane- bez żadnych objawów zewnętrznych). Mąż też mnie bardzo wspierał. Ale tak naprawdę pomogła mi druga ciąża, w którą zaszłam za poradą mojej lekarki 2 miesiące po poronieniu. I owszem, przed każdym badaniem miałam strasznie wysokie ciśnienie ze stresu (bałam się powtórki). Jednak moja upragniona córeczka przyszła na świat zdrowiutka tydzień po terminie 😉
Piekne słowa choć tak jak sama zauważyłaś na swiezo nic nie pomaga. Ja właśnie jestem po 2giej ciąży zatrzymanej w 10tygodniu i tzw indukcji poronienia w warunkach szpitalnych mimo obstawienia acardem i heparyną w zastrzykach a do tego ogromnej rozpaczy meża z tego powodu. Jestesmy już blizej 40ki i nie wiem co dalej ale wiem jedno odpowiedni lekarz i podejscie personelu stanowi ogromną różnicę w stawieniu czoła takiej tragedii. Jak dotad takie doświadczenia nas wzmacnialy mimo ze czasem czlowiek powie sobie coś nieodpowied
niego i mam nadzieje ze i tym razem tak bedzie po Tym co mozemy usłyszeć od genetyka. Życzę wszystkim w podobnej sytuacji sily przetrwania
3 miesiące temu poroniłam w prawie 22 tyg ciąży. Wszystko stało się tak nagle. To miała być po prostu kolejna wizyta kontrolna, a skończyła się w szpitalu, bo było rozwarcie na 5cm. Po dwóch dniach leżenia i nadziei…odeszły mi wody. Poronienie samoistne. Dwie godziny porodu były najgorszymi w moim życiu, przez cały ten czas czułam jeszcze ruchy dziecka, do ostatniego skurczu. Minęły 3 miesiące, a ja nadal opłakuję tą stratę. Ludzie już zapomnieli, już nie pytają jak się trzymam. Chyba uznali, że minęło już wystarczająco dużo czasu by się z tym pogodzić. Najgorsze słowa pocieszenia to właśnie „na szczęście jesteście młodzi, jeszcze będziecie mieć dziecko”. A co z tym dzieckiem? Czy gdyby umarł mi mąż? Też by mi powiedzieli „jesteś młoda, jeszcze kogoś znajdziesz” ? Nie. Wtedy, by była tragedia.
Po tym wydarzeniu nauczyłam się dopuszczać do siebie tylko te słowa pocieszenia, które coś mi pomagają. Przestałam się przejmować takim gadaniem, bo wiem, że większość z nich nie straciła dziecka i nie wie o czy mówi, po prostu.
Doceniam moją rodzinę, która zareagowała odpowiednio i są moim wsparciem do dziś i będą, gdy znów będę w ciąży. Bez nich nie udałoby mi się pozbierać. Bardzo pomaga, gdy o tym dziecku mówi się jak o kimś. Po prostu. Na przykład moja teściowa mi opowiada… „Byłam u Mikołaja, powiedziałam mu, że dziadziuś jutro przyjedzie do Niego”. Dla mnie to największa radość, że dla nich to zawsze będzie Ich Wnuczek. Nie zniosłabym milczenia, udawania, że nic się nie stało, byle tylko mnie nie zranić.
Rada. Najważniejsze to pożegnać się. Jeśli ma się możliwość zobaczenia dziecka to weźcie je na ręce, koniecznie. Ja z rozpaczy i strachu prawie tego nie zrobiłam. Dziś żałuję tylko, czemu nie trzymałam Go dłużej….
*Mikołaj 04.04.2019r. 27 cm, 0,450 kg.
Ja urodziłam córeczkę w 23 tyg.ciazy.Maria ur.18.02.2019 roku wzrost 35 cm waga 650 g. Ludzie wokół nie rozumieją tej straty człowiek tak naprawdę zostaje z tym sam.My urodzilysmy w 5 miesiącu ciąży nie wiele zabrakło żeby odnosić do końca dlatego strata dla Mamy jest wielka
A czy po ciąży pozamacicznej można czuć ogromny smutek. Mimo że nie spodziewam się jej, pęknięty jajowód, ogromy ból walka o życie. Mimo tego że mam 3 letniego synka w domu, to myślę że miałam drugie dziecko, nie myślę o nim inaczej to była cząstka mnie i ukochanej osoby, wiem że nie miała prawa rozwijać się dalej ale to było część mnie. Ciąża miała 7 tydzień.
Ja też straciłam synka w 17 tygodniu. Ignas był tak wyczekanym dzieckiem że do kresek na teście podeszłam bardzo na spokojnie. Masz wielkie szczęście że rodzina jest z Tobą. Zazdroszczę. My z mężem w całym cierpieniu jesteśmy sami. Nikt nie zapyta czy jakoś pomóc jak się mamy. Jedynie co robią to opowiadają o sowich problemach. Traktują mnie jak trendowata. Wszyscy się przyzwyczaili ze,, Ania jest silna da radę „.” nie jedno już przeszła dźwignie się „. A ja bym tylko chciał żeby ktoś usiadł ze mną i potrzymał mnie za rękę. Nic więcej. Nie umiem już się cieszyć. Zmagam się sama że sobą staram się żyć z dnia na dzień. Przy życiu trzyma mnie jedynie nadzieja ze może jeszcze będę mamą i nie będę musiała się żegnać ze swoim dzieckiem.
Ja też straciłam synka w 31 tc ciąży doskonale Cię rozumiem ja tez nie mogę się pozbierać . I tak samo w rodzinie mówią że jestem silna że już tyle przeszlam A ja ciągle płacze ciągle do mnie to wraca. Stracilam poczucie sensu życia A inni to bagatelizuja.
Współczuję bardzo i rozumię doskonale Pani tragedię i odczucia, też mnie to ostatnio spotkało w 17 tygodniu ciąży, wszystko było bardzo dobrze , wszystkie wyniki badania bardzo dobre, a tu nagle na kontrolnej wizycie serduszko przestało bić????Miałam wywoływany poród i cieszę się bardzo że mogłam dwie godzinki mieć dziecko przy sobie , nie darowała bym sobie jakby mogło być inaczej, to była moja czwarta ciąża mam już trzech chłopców , tutaj nawet płci nie poznałam, ale bardziej była to dziewczynka mówili, dowiem się po wszystkich badaniach.Serce też mi pęka ciężko mi się z tym pogodzić, nie sądziłam że kiedyś mnie to spotka, próbuje jakoś sobie zająć czas bo mam dzieci, ale na minutę nie opuszczają mnie te myśli, współczuję wszystkim mamą które to spotkało , bo inni tego nie zrozumieją tak jak my jak tego nie przeżyli
Magda napisz jeśli to przeczytasz czy cos się zmienilo w twoim zyciu. Ja mam to samo-faceta ktory nie chce byc ojcem. Co zrobic? Wymienic faceta ktos powie. Ale my nie idziemy do sklepu i nie kupujemy gościa z półki tylko albo cos sie w zyciu zdarza albo nie. Kogos sie poznaje przewaznie przypadkiem- nie-bo jest akurat zapotrzebowanie..
Gorzej jak to mąż chce dziecka a żona nie tak jak w mojej sytuacji.
Mój też nie chce . Kiedy już były we mnie nie dowiedział się nawet o tym. Podejrzewał .i mówił że nie chce. A były bliźniaki . I tak wobec widzę w sobie nie w nim. Duży wysiłek fizyczny. Antybiotyki. RTG zęba. Wino. Bo nie wiedziałam.bo nie wierzyłam. Bo nigdy nie wierzyłam że spotka mnie cud. Strasznie się obwiniam
Czekam na zabieg. Przestały się rozwijać na b. Wczesnym etapie
Identycznie nie wierzyłam, że nareszcie w wieku 36 lat spotka mnie to cudo. Też miałam tamografię komputerową, lot, winko, stres… No i w 6 tygodniu lekarz stwierdził, nie ma serduszka, w 7 tygodniu, że ciąża się nie rozwija. Skierowanie na łyżeczkowanie, a teraz ból fizyczny, psychiczna, pustka i brak chęci do życia.
Straciłam przedwczoraj swoje i mojego ukochanego maleństwo odeszło od nas w 7 a 8 tyg ciąży poronilam szczęście nasze o które się staraliśmy przez ok pół roku to był ogromny szok dla nas oboje jak dowiedzieliśmy się o ciąży a teraz został smutek i żal taka ogromna pustka w sercu maleństwo miało kilka tyg a już zdążyliśmy je pokochać
Bardzo współczuję, nie napisze, że trzeba czasu, bo to nie zawsze jest prawda. Mam nadzieję, że razem uporacie się z tym smutkiem 🙁
Mam dwoje dzieci, duże juz. Syn ma 15 lat a córka 10. Wczoraj straciłam mój malutki cud, po 1,5 roku starań 🙁 świeże rany które bardzo bolą. Nie wiem czy jeszcze zdecyduje się na dziecko, strach czy znów nie stracę , może być silniejszy. Moja iskierka miała zaledwie 5 tygodni a ja już ją kochałam i nie mogłam doczekać się naszego spotkania. Nie tak miało być i nie wiem co myśleć 🙁
Bardzo Ci współczuję, to wielki ból 🙁 Powiedz bliskim, jak bardzo potrzebujesz teraz wsparcia i po prostu daj sobie czas na ten smutek, jeśli tego właśnie Ci teraz potrzeba :(((
Mam dwójkę dzieci 11 i 7 lat teraz 4 dni temu poroniłam w 10 tygodniu ciąży.To straszne nagle został smutek i pustka.Nic mnie nie cieszy ,staram się coś robić, zająć czas ,ale jest tak ciężko cały czas myślę o naszej kruszynce,nie mogę sobie z tym smutkiem poradzić.
Jedyne co mogę powiedzieć, to… małymi kroczkami do codzienności. Choć myśli już zawsze i tak będą wracały do tego maluszka.
Moje dzieci mają 11 i 8 lat i też poroniłam w 10 tygodniu..pustka straszna już widziałam tą istotkę w naszym życiu . Mój mąż od początku nie chciał tego dziecka i przez niego miałam mnóstwo stresów..teraz też zero wsparcia…
Mam jedno dziecko. Bardzo pragnęliśmy dla niego rodzeństwa. Ale mam za sobą 3 poronienia. Za pierwszym razem jeszcze jakieś pocieszanie na siłę, które dawało więcej bólu niż pomocy. Po drugim tak zwani bliscy zaczęli mnie unikać, pewnie z bezradności. Ja i mąż szukaliśmy winy u siebie, oddaliśmy się. Potem przeszliśmy masę badań, wyrównałam niedobory i spróbowaliśmy znowu, ale skutek ten sam, tyle że teraz szybciej. Kolejne badania przeszliśmy. Już zrobiliśmy wszystko. Będziemy próbować, ale już nie robię sobie nadzieji. Ostatnia próba i będzie trzeba się pogodzić, że więcej dzieci nie będzie
Cześć,
Dziś dowiedziałam się, że moja koleżanka straciła dziecko rok temu. Nikomu tego nie powiedziała.
Z innymi dziewczynami czułyśmy ,że coś jest nie tak ale ona nie dopuszczała nas do siebie. Odtrącała nas. Teraz zaczęła unikać kontaktu, wycofywać się ze wszystkich znajomości. Co gorsza jest porywcza, nieobliczalna. Ma córeczkę 4 letnią, którą teraz broni chyba przed całym światem. Dziś jej córka bawiła się razem z moją dwu letnią córką. Wszystko było dobrze aż Ona podbiegła porwała swoją córkę i nazwała mnie obcą babą… Jej córka bardzo się rozpłakała. Żal mi tego dziecka i martwię się o tą dziewczynę. Znamy się kilka lat i nie chcę przekreślać jej tylko dla tego, że ma problem. Bo to nie jest normalne zachowanie i chcemy jej pomóc. Teraz szanuje jej decyzję i daje czas by ochłonęła, powiedziałam jej też, że moje drzwi zawsze będą dla niej otwarte. Wiem, że jeśli czegoś się nie zrobi to jej stan się pogłębi i może być gorzej…
Pomóżcie proszę, poradźcie co można zrobić.
Dodam, że jej mąż widzi co się dzieje ale jest bezsilny.
Trudno coś doradzić, bo to bardzo delikatna, osobiasta sytuacja. Czasami rozmowa z kimś obcym (nie z rodziny i nie z pełnymi współczucia znajomymi) może pomóc. To powinien być psycholog, jednak trudność polega na tym, że nie zmusisz dorosłej kobiety do wizytyty kiedy sama tego nie chce. Więc pozostaje wsparcie najbliższych (bez rozkładania samego tematu na czynniki pierwsze) i wiele rozmów. Wydaje mi się, że dobrze zrobiłaś okazując pełną akceptację. Ona chyba tego tematu do końca nie „przepracowała” sama ze sobą, stąd ta agresja i zamknięcie. Być może się za to obwinia? Trudno stwierdzić i jednoznacznie powiedzieć, co robić… 🙁
Nie ma złotego środka, nie da się …. wiem to po niejednej stracie. Każda kolejna była coraz bardziej gorsza, ostatnia najbardziej i przy niej wiem , że się posypałam. Czy dałam sobie z tym radę ? Nie, nie dałam … i nie dam nigdy. Obeszło się bez psychologa, ale wiedziałam dobrze, że coś ze mną jest nie tak. Sama ze sobą rozmawiałam, że muszę dać radę, że tak miało być, że gdzieś moje dzieciątka trzy są, pomogła mi też rodzina, ale w pewnym momencie już nie chciałam z nikim na ten temat rozmawiać. Na każdą ciąże w otoczeniu bliskim, wracały moje wspomnienia, patrzyłam na dzieci koleżanek które były razem ze mną w ciązy, i widziałam, że moje dziecko było by teraz takie właśnie …. Teraz CUDEM jestem w 7 miesiącu, 4 lata po ostatniej stracie…. ile mnie to nerwów, strachu kosztuje to wiem tylko ja … strach na początku ( bo usłyszałam, że jak donoszę kiedykolwiek ciąze to dziecko może być bardzo chore), garście leków, codzienne zastrzyki od 6 miesięcy …. córcia wg badań ( których zrobiłam masę) jest zdrowa. Przede mną poród, o który się boję bardzo, by nie było komplikacji ( ze względu na moje leki i schorzenia) …ale wiem jedno, zawsze będę pamiętać, że miałam 5 dzieci …. i jeszcze jedno… ustawiłam sobie w głowie tak, że jeśli faktycznie moje dzieci były bardzo chore i nie miały szans na przeżycie, to lepiej że odeszły przed 12 tygodniem, a nie pózniej …. straciłam siostrę w 6 dniu życia, to co moja mama przeszła wtedy, pamiętam do dziś.
Naprawdę wiele przeszłaś, mam nadzieję, że teraz sprawy potoczą się już dobrze i spokojnie. Oby do zdrowego podrodu i zdrówka dla malutkiej. Teraz to najważniejsze. Jesteś dzielna, że sobie sama z tym jednak radzisz, bez wsparcia psychologa. Może faktycznie takie „wytłumaczenie sobie” jest też jakimś rozwiązaniem w tej sytuacji…
Już minęło ponad 10 lat jak moja córeczka miała przyjść na świat…Teraz kupowałabym jej sukieneczki,zaplatałabym warkocze….Urodziła się martwa w 27 tc….Cała ciąża przebiegała bezproblemowo….Nic się złego nie działo, byłam pod opieką lekarza,to była nasza pierwsza ciąża,zaplanowana,wyczekiwana…Robiłam co miesiąc zdjecia rosnącego brzuszka, czułam jej ruchy i kopnięcia,nagrywałam filmiki jak mi brzuch podskakuje od jej ruchów, ubranka już miałam przyszykowane,leżały gotowe na malutką.Wszystko w domu było przygotowane….Aż do pewnego piątku….
Jak sobie z tym radzić? Nie ma recepty….Przychodziłam chyba przez wszystkie etapy, płakałam, obwiniałam siebie, lekarzy Boga i wszystkich dookoła,zamykałam się w sobie, chodziłam codziennie na grobek malutkiej…
I chociaż minęło już ponad 10 lat cały czas pamiętam.Czy czas leczy rany?Może odrobinę gasi ale na pewno nie leczy…Nawet teraz jak piszę to mam łzy w oczach…Mam dwóch synów (9,5 i 4,5l) i nie zamieniłabym ich jednak cały czas mam w sercu też moją córeczkę i na zawsze w nim pozostanie.Nawet jeśli sporo ludzi już o niej nie pamięta….
Czas nie zawsze leczy rany. Tak się mówi, ale wiele kobiet powtarza, że po takiej stracie, czas niewiele pomógł. Pamięć to ważna rzecz, zwłaszcza dla tych aniołków.
Przed wczoraj dowiedzieliśmy się o stracie naszego aniołka. Przez 11 tygodni ciąży wszystko przebiegało w porządku, pierwsze badania prenatalne i wiadomość o uogólnionym obrzęku płodu, lekarze nie dają nadziei. Mimo wszystko modlitwa i nadzieja ze jeszcze będzie dobrze. Tydzień później informacja o tym ze dzieciątko obumarło.. serce mi wyrywa. Gdyby nie mąż rozsyłałabym się na milion kawałków. Mam nadzieje ze ból kiedyś zelży.
Dziękuję Bogu że nie musiałam tego przechodzić. Ale byłam bardzo blisko. W 14 tygodniu ciąży miala wylew, lekarze żeby ratować moje życie chcieli usunąć maleństwo, bo i tak pod leków ciąża obumze (tak powiedzieli). Nie pozwoliłam na usunięcie. Choć nie wiedziałam czy obie przeżyjemy. Pamiętam strach, przy każdym zastrzyku, przy każdej dawce leku. Pamiętam trwoge kiedy maszyny pod które byłam podpięta zaczynały wyć. Pamiętam ogromny strach przed każdym usg i każdym badaniem dziecka. Na szczęście udało nam się. Ewunia zdrowa i szczęśliwa, ja cóż co mogli to zrobili. Ale szczerze z całego serca współczuję straty. Mnie wizja straty dziecka doprowadziła do depresji (posiwialam bardzo).
Też swoje przeszłaś. Jednak instynkt matki jest niesamowity i teraz masz całą i zdrową córkę.
Straciłam pierwsze dzieciątko pod koniec 12 tyg. Przed tym zdarzeniem nigdy w życiu nie pomyślałabym że takie rzeczy się zdarzają. Nikt z rodziny jeszcze nie wiedział, że byłam w ciąży. Ból był przeogromny, bo ledwo przywykliśmy do myśli, że będziemy rodzicami, a już trzeba było się żegnać. . „Ukojenie” przyszło po kilku miesiącach, kiedy test pokazał 2 kreski. Tym razem miało być inaczej, od samego początku poinformowaliśmy najbliższych o ciąży, by wiedzieli, że jesteśmy w tym stanie wyjątkowym. W 8 tygodniu, na wizycie u lekarza, usłyszałam słowa, które nie powinny tak brzmieć. . Z tej ciąży niestety dzieciątka nie będzie. . Jest Pani w trakcie poronienia. Łzy, złość, strach, bezsilność. . Dlaczego znowu ja? Kiedy szykowałam torbę do szpitala, usłyszałam od swojej teściowej słowa pocieszenia „nie ty pierwsza, nie ostatnia”.. do dziś brzmią mi w uszach i kiedy słyszę je w swojej głowie, krew na moment zastyga. .. Najgorsze słowa, jakie może usłyszeć kobieta, która właśnie straciła dziecko. I tym razem również przychodzi ogromne załamanie, ból, złość, rozpamiętywanie co mogłam zrobić źle. Szukanie przyczyny, depresja i zaburzenia relacji z bliskimi. Oskarżałam w myślach wszystkich, oddalałam się od normalnego życia. Kiedy trochę pogodziłam się z drugą stratą , po kilkunastu miesiącach znów test pokazał 2 kreski. Ogromna radość przez chwilę, a zaraz potem strach towarzyszyły mi przez następne miesiące. Już na samym początku okazało się, że ciąża zagrożona. Leżałam ile się dało, oszczedzalam się, brałam leki, i wreszcie 26.12 dostaliśmy z mężem najpiękniejszy prezent gwiazdkowy, jaki tylko można sobie wymarzyć. Moja córeczka teraz ma 2 aniołki czuwające nad nią i wiem, że nic jej złego się stanie. Ale przykro mi, że przez poprzednie doświadczenia, całą trzecią ciążę nie potrafiłam się z niej cieszyć. Moja córcia nie doświadczyła rozmów między nami będąc w brzuszku, głaskania i radości z oczekiwania na jej przyjście. Tego sobie nigdy nie wybaczę…
Cieszę sie, że udało się za trzecim razem i współczuję tych przykrych doświadczeń. Dziękuję, że opisałaś tę historię, bo pokazuje, jak ważni są ludzie otaczający nas. Kilka słów teściowej, a ból na całe życie.
o ciazy dowiedzialam sie w 3-4 tyg, tak dlugo wyczekana i wymodlona, , wszystko przebiegalo ksiazkowo wg ciazy,zero krwawienia, wczoraj pierwsza wizyta usg w 12+ tyg, zastanawialismy sie z mezem ile dzieci ujrzymy…nie ujrzelismy nic oprocz pustego jaja, totalna pustka, jakby ktos dal nam w twarz. najgorszy obraz ze skanu jaki moglam zobaczyc. zyc przez 12 tyg w przeswiadczeniu ze nosi sie drugie serduszko….a tu nie ma nic….okropne uczucie, nie zycze nikomu, rozpiera mnie pustka , rozpacz, zalamanie, boje sie nast dni….
23.06.2017, w dzień ojca miałam kolejne łyżeczkowanie. Podczas urlopu dowiedzieliśmy się, że serce naszego dziecka nie bije(10 tc) .To moja druga ciąża obumarła. Pierwsze poronienie (kwiecień 2016; 9 tc) zniosłam strasznie. W szpitalu podano mi tabletki, które miały wywołać poród. Zaczęłam krwawić, czułam jak moje upragnione dziecko odchodzi. Przy kolejnym poronieniu pojawił się ból, żal i przygnębienie ale tylko na chwilę. Kochałam swoje nienarodzone dzieci i jest mi przykro, że TAK się stało. Dzieci były wyczekane i planowane. Stwierdziłam, że moja złość i pytanie „DLACZEGO” nic nie zmienią. Widocznie tak musiało być. W domu czekał na mnie na szczęście 2,5 letni syn i mąż. Dzięki temu było mi trochę lżej. Postanowiłam DZIAŁAĆ. Obecnie przygotowuję się do kolejnej ciąży. Dieta, akupunktura i suplementy. Może tym razem Bóg da nam zdrowe dziecko. Sprzątam, planuję, zdrowo się odżywiam i to pozwala mi mieć nadzieję. Strata dziecka jednak, jak napisały już Panie, spowodowała i w moim przypadku,że kolejna ciąża była u mnie stresująca – życie od USG do USG. Drogie Mamy i przyszłe Mamy będzie dobrze!!!!
Wiele przeszłaś, a mimo to bije od Ciebie optymizm. Tego nam trzeba w komentarzach po tym artykułem. Dzięki!
Wczoraj dowiedziałam się że mój mały cud nie żyje. Dla nas umarl po raz drugi. Tydzień temu lekarz prowadzący wyliczył źle tydzień ciąży i stwierdzil, że dziecko jak na 10 tudzien jest za słabo rozwiniete. Dostalam skierowanie do szpitala na usuniecie. Tego samego dnia inna pani doktor znalazła serduszko, pokazała nam dziecko i uspokoiła nas. Dziecko się rozwijało. Dla własnego spokoju robiłam beta hcg. W sobotę mi drastycznie spadło -z 40tys na 23 tys. Usg nie pozostawili złudzeń. Dziecko nie żyje:( nie wiem jak poradzę sobie jutro w szpitalu. Nie mam siły na to. Przeraża mnie też to, że jest jeszcze ono ze mna i razem czekamy na tą tabletke,która je do końca zniszczy 🙁
Bardzo Ci współczuję tej straty i lęku, który towarzyszył tyle czasu 🙁
Ja straciłam synka w 37 tyg ciąży. Wszystko było dobrze ciąża przebiegała książkowo. Aż tu nagle z dnia na dzień brak ruchów i śmierć dziecka. Wielki szok w momencie usłyszenia tych słów potem cesarskie cięcie z uwagi na to ze pierwszy synek tez urodził się przez cesarskie cięcie a poza tym okazało się ze na lozysku utworzył się krwiak potem wszystko działo się tak szybko . Okazało się również ze doszło do zatrucia i sama ledwie uszłam z życiem. Przestały pracować moje narządy ze względu na duże zatrucie i krwotok . Dochodziłam do siebie 2 tyg w szpitalu potem drugie 2 tyg w domu . A teraz jest niby lepiej ale wcale nie jest dobrze i pewnie jeszcze długo nie będzie. Chciała bym zajść w ciążę ale boję się o dziecko i o siebie . Jest ciężko
Ogromnie smutna historia i 37 tydzień, to już przecież końcówka 🙁 Mam nadzieję, że znajdziesz siłę.
Codziennie szukam motywacji do tego żeby wstać z łóżka i coś robić narazie nie nadaje się do pracy chociaż minęło już 5 miesiecy albo dopiero .. Na szczęście mam 6 letniego synka i nadzieje na to ze kiedyś mogę jeszcze zajść w ciążę. . Lekarze uratowali mi macice ale było ryzyko ze trzeba będzie ciąć i wycinać wszystko ze względu na zatrucie .. Dzięki Bogu tak się nie stało i fizycznie doszłam do siebie gorzej z psychika i tym jak żyć na codzień w miarę normalnie.. narazie daleko do normalności ale poraź pierwszy odważyłam się napisać na forum o tym co mnie spotkało wcześniej tylko czytałam wpisy
Myślę, że to ważny krok, obyć znalazła dużo wsparcia ze strony bliskich. Daj sobie czas… nie ma wyjścia 🙁
Cztery lata staraliśmy się o maleństwo. Pewnego dnia niespodziewanie stał się cud dwie kreski na teście. Wielki szok i wielka radość. Ciąża przebiegała książkowo. Maluch rozwijał się prawidłowo. Aż do zeszłego tygodnia. Dwa dni po planowej wizycie lekarskiej dostałam plamienia. Pojechaliśmy do szpitala. Okazało się, że maleństwu nie bije serduszko. Był to 37 tc. Szok, niedowierzanie, wyparcie. Poród naturalny. Do końca wierzyłam, że sprzęt się myli i córcia urodzi się żywa. Niestety 🙁 Nie potrafię tego zrozumieć. Tak bardzo na nią czekaliśmy. A musieliśmy ją pożegnać, pękło mi serce. Na chwilę obecną nie umiem sobie poradzić. Mam ogromne wsparcie w mężu, który równie boleśnie to przeżył. Mimo to mam tyle pytań, tyle żalu i ogromne poczucie niesprawiedliwości.
Przeczytałam Pani komentarz i musiałam odpisać. Sama przeżyłam coś podobnego pisałam o tym w komentarzu powyżej. Ja również byłam w 37 tygodniu ciąży kiedy dowiedziałam się że mój synek nie żyje. Moja ciąża tez była książkowa wszystko przebiegało prawidłowo a tu nagle taki szok. Dodatkowo dostałam zatrucia o zespół dic miałam przetaczana krew i ledwie przeżyłam. Długo potem miałam nerwice teraz jest trochę lepiej ale dobrze już nigdy nie będzie. Cały czas czuje żal i straszny smutek nie doopisania dlaczego.. Również mam wsparcie w rodzinie i mężu ale nadal nie mogę pojąć dlaczego mnie to spotkalo.. wsparcie jest bardzo ważne ale tak naprawdę nikt nie zrozumie co przeżywa matka w środku. . Bardzo mi przykro ze Pani tez przeżyła coś takiego bo wiem co Pani czuje i jaki to ból. .
Nawet nie przypuszczałam, że może być Nas tak wiele 🙁 Przykro mi i współczuje bo ból po tej stracie jest ogromny. Staram się wierzyć, że po burzy zawsze wstaje słońce … tylko kiedy to słońce znowu zaświeci…
Ja mam nadzieje ze zaświeci słońce pewnie gdybym nie wierzyła to bym się nie pozbierala u mnie minęło prawie pół roku od tej tragedii jest lepiej niż na początku ale tak jak napisałam wyżej idealnie juz nigdy nie będzie. . Czas na pewno goi rany i z czasem już mone o tym spokojnie myśleć bez płaczu bo wcześniej się nie dało. . Ważny według mnie jest też spokój ale w sensie taki wewnętrzny. . Ja np na początku oprócz rozpaczy czułam straszny gniew i złość w stosunku do innych ludzi ze oni maja dzieci a u mnie się tak podzialo czułamek gniew do lekarza ze moja zdrowa ciąża o którą dbałam się tak zakonczyla.. Teraz staram się z tym pogodzić i być spokojna nie nakręcac w sobie złych emocji bo to jeszcze gorzej wplywa na człowieka a już nic nie zmieni.. dlatego trzeba się z tym pogodzić i wierzyć że Nasze Aniołki mają tam dobrze i na nas tam czekaja..
Trzymam za nas kciuki żeby nam zaświecilo słońce. .
A swoją drogą powinno być więcej takich miejsc żeby można bylo podzielić się swoimi przeżyciami szczególnie z kimś kto przeżył to samo bo tylko taka matka może zrozumieć tak na prawdę druga .. A rozmowa i podzielenie się emocjami dużo daje ..
Straciłam córeczkę w 27 tc mam straszne wyrzuty sumienia że to moja wina, mimo że podjęliśmy decyzje wspólnie że chcemy trzecie dziecko, gdy się okazało że jestem w ciąży po pierwszej próbie cos mi odbiło, cały czas płakałam, psychicznie czułam się strasznie. Ciąża przebiegała można powiedzieć dobrze, poza przeziernoscia która wyszła 2.8, niby nie dużo ale dla małej było to powyżej 95.centyla, skierowanie na amniopunkcje wynik wszystko ok! Drugie badanie prenatalne-wtszla pepowowina dwunaczyniowa ale poza tym wszystko ok! I nagle bez żadnego bólu krwawienia przestaje czuć ruchy:( rodziłam 31.12.2019 martwe dziecko. Do Teraz nie mogę się z Tym pogodzić, Nie chciałam jej a Teraz serce mi pęka. Sekcja nic nie wykazala:( Nie wiem co się stało
Witam. Powiem tak mam już wspaniałego syna który ma 2.5 roku. Nie planowaliśmy ciąży ale nie zabezpieczaliśmy się bo co będzie to będzie. Stało się 15 kwietnia słaba 2 kreska zadowolenie . Drugi trzeci test kolejne dni jest ciąża . Wizyta za tydzień . Przez cały czas zadowolenie duma że będę kolejny raz mama. W dzień wizyty plamienia strach obawa. Ginekolog stwierdza że jest za młoda ciąża żeby zmierzyć dokladnie. Kolejne spotkanie za tydzień . I stało się przed kolejna wizyta 3 wielkie skrzepy i krwawienie czułam że to już koniec mojej ciazy. Na wizytę szłam z wielką obawa i bólem w sercu. Potwierdziło się PORONILAM . Szok płacz nawet nie wiem co mówiono do mnie. Dziś jest 2 dzień jak straciłam dziecko bo dla mnie to kochane dziecko. Co dalej .
Bardzo pomaga wsparcie najbliższych. Przykro mi z powodu tej straty. 🙁
Ja tez wczoraj urodzilam malego Aniolka Jasia w 22 tygodniu moja kruszynka wazyla tylko 120g . Czekalismy na niego 6 lat a tutaj taka porazka strata pustka smutek i zal . Nie umie sobie z tym poradzić i zastanawiam sie czy kiedyś bedzie to bolalo mniej . Mam synka 10 letniego i to dla niego chcialabym sie choc troche pozbierac ale poki co przychodzi mi to bardzo ciezko. Moja ciaza od poczatku byla pod znakiem zapytania maluszek mial zaduze serduszko do masy ciała podejrzenia zespolu Downa czy to albo wady serca ale my z mezem caly czas wierzylismy ze lekarze sie myla ze nasz Jaś bedzie zdrów . Kiedy na skanie dowiedziałam sie ze dziecko nie żyje myslalam ze zemdleje pozniej mysle sobie sprzet nawalil ale niestety prawda okazała sie tragiczna . Najbardziej w tym wszystkim zal mi mojego synka ktory tak bardzo czekał na rodzeństwo zawsze powtarzal ze jak bedzie braciszek to go nauczy grac na konsoli i że w koncu nie bedzie sam . Jak widze w jego oczach ten smutek i zal to aż mi serce peka z podwojna sila strata dziecka i smutek drugiego cos okropnego nie zycze tego nikomu takie rzeczy nir powinny miec miejsca
Bardzo współczuję. Cała rodzina przeżywa żałobę, nie tylko mama… 🙁
Tak bardzo mi przykro 🙁 Mija właśnie 2 miesiąc kiedy nagle umarł nasz synek Julian w 17 tygodniu ciąży. Ten ból, z którymnprzyszło się zmierzyć nam rodzicom jeszcze trudniejszy patrząc na to jak przeżywają to nasze starsze dzieci. Syn 10 letni marzył o bracie i był brat. Ból niewyobrażalny, szczególnie że bałam się czy dziecko napewno będzie zdrowe i przez pierwsze 3 miesiące starałam się nie przywiązywać do myśli, a kiedy w końcu poczułam to szczęście, to ono odeszło.
Chodzę na terapię, mam ogromne wsparcie od rodziny a jednak kiedy to piszę, łzy płyną i płyną. Powoli nie wierzę, że to kiedykolwiek minie.
Życzę jednak dużo siły i proszę pamiętać że jest ktoś kto otacza panią myślami i wspiera, bo wie że w tym bólu nie można zostać samym.
Pozdrawiam serdecznie.
Mnie także spotkala tragedia utraty nienarodzonego dziecka. Bylam w 11 tyg ciąży. Kilka dni temu zaczął pobolewac mnie brzuch, nagle w toalecie zobaczylam krew na papierze. Potem szybko do szpitala… Okazało się,że serce dziecka nie bije,płód zatrzymał sie na ósmym tygodniu i zaczął się proces poronienia. Szok i ból,który wtedy poczułam jest ciężki do opisania. Na drugi dzien zabieg lyzeczkowania i nie mam juz w sobie dzieciątka. Ta ciąża nie byla planowana, nawet nie myslalam o zajsciu w ciążę, to byl szok gdy sie dowiedzialam. Nie bylam przygotowana,nawet nie czulam w sobie zadnego instynktu macierzynskiego. Jednak kiedy zaczynalam sobie ukladac wszystko w glowie i nawet nieśmiało zaczynalam sie cieszyc,ze zostane matką…spotkalo mnie TO. I nagle wszystko się we mnie zmienilo…nagle pragnę być w ciąży i myślę już o kolejnej choc wiem,ze to jeszcze za wcześnie. Zawsze juz będę pamiętać o tym nienarodzonym dzieciatku, ktoremu nie dane bylo żyć i wierzę w to,że ono do mnie wróci,że Bog zesle je do mnie ponownie i poznamy się…zaczniemy wszystko od poczatku i ono juz ze mną zostanie. Ze mną i moim kochanym mezem.
Bardzo współczuję, to ogromna strata. 🙁 Też mam nadzieję, że się spotkacie w przyszłości, bardzo w to wierzę.
Na początku maja 2018 moje dziecko obumarło przestało mu bić serduszko. To był szósty tydzień. Po 20 maja miałam przebywałam w szpitalu w którym wywołano mi poronienie następnie przeprowadzono mi zabieg łyżeczkowania. Bardzo chciałam tego dziecka. Starałam się o nie i nie mogłam się doczekać kiedy przyjdzie na świat. A miało to być w grudniu akurat na święta Bożego Narodzenia mój najkochańszy wymarzony prezent pod choinkę. Utratę mojej ciąży poprzedzały wcześniejsze krwotoki i plamienia. Od początku cały czas leżałam wstawałam tylko do toalety. Uczyniłabym wszystko by tylko przeżyło i urodziło się zdrowe. Czuje ogromny ból, pustkę. Nadal płaczę i zadaje sobie pytanie dlaczego tak musiało się stać , To była moja pierwsza i wymarzona ciąża. Często śni mi sie maleńkie dziecko, które przykładam do piersi i aje karmię. Kazdego dnia i nocy odczuwam potężny smutek i wielką tęsknotę za moim nienarodzonym dzieckiem, nic mnie nie cieszy. Nie mogę sobie darować że je straciłam. Dodatkowo cierpie gdy widzę kobiety w widocznej ciąży lub które idą z wózkiem. Czuję zazdrość, złość, nienawiść, poczucie niesprawiedliwości. Najgorze jest to przeżywam tą stratę całkiem sama. Sama w zagrożonej ciąży a potem w chwili straty. Jak mi jest samej ciężko przez to przejść …
Nigdy nie pisałam na forach ale może to mi pomoże.Byłam mamą.Historia za idealna, pierwsze starania i wyszło.Lekarze mówili,że to bardzo wczesna ciąża, wiedziałam po badaniu hcg jeszcze przed okresem. Lekarze mówili,zeby się jeszcze nie chwalić poczekać.Nie wytrzymałam stwierdziłam z mężem,że ile będzie z nami, to warto mówić o ciąży.Powiedzielismy rodzinie w Boże Narodzenie, to wtedy był taki 3-4 tyg. Pracowałam w tedy w przedszkolu, bałam się bo różne choroby oraz dzieci potrafiły czasem uderzyc.Pracowalam w integracyjnym przedszkolu.Zalezalo mi na L4, by się bać.Pewnego dnia prywatny lekarz powiedział że widzi krzywy pęcherzyk ale potwierdza ciążę .Zaprosił na kontrolę.Przepisal leki na potrzymanie w razie co…po tygodniu poszłam do tego samego lekarza ale na NFZ.Oglosil,że ciąża obumarła.Powiedział że była ale już nie jest. Wiedzy czasie odebrał telefon prywatny, a ja byłam w szoku.Chcialam się tylko spytać o leki bo już się kończyły czy dalej je brać .Dobrze się czułam.Dał mi skierowanie na zabieg, które do dziś trzymam jako chyba dowód że byłam w ciąży.Poroniłam samoistnie, poszłam do innego lekarza, by się upewnić.Drugi lekarz opowiadał mi,że moge mieć ciążę pozamaciczna….nastraszylnie że jak będę bardzo krwawić to na sor.Kazal mi zrobić hcg, najgorsze czekać na winik po wyniku wiedziałam,że coś się stanie był maly.Byłam w 7 tyg. Ciazy.Żaden lekarz nie mówił mi o serduszku,może to dobrze, Nie wiem do dziś dlaczego mówią gratuluję a za tydzień już nic nie ma.Mineło więcej niż pół roku, staramy się i nie wychodzi.Gdyby wszystko się potoczyło dobrze, to teraz właśnie w sierpniu miałabym maluszka.Teraz to boli, że już tyle czasu minęło.Wiem że odpowiedzi nie dostanę ale na pewno pomogło by mi gdybym wiedziała,że kiedyś nam się uda.Nie mam gwarancji, pewności i to teraz najbardziej przytłacza.Zwlaszcza,że po stracie szybko i dzielnie podniosłam się, chciałam walczyć o kolejną szansę ale nie wychodzi.
Bardzo współczuję, to zawsze boli 🙁 Myślę, że wiara w kolejną szansę ma wiele sensu. Może jednak (nie wiem, bo się nie znamy) warto dać sobie czas na żałobę i smutek po stracie, niekoniecznie od razu dzielnie się podnosić. Domyślam się, że każdy miesiąc po takim podniesieniu jest trzymaniem kciuków za kolejną ciążę. Jeśli lekarze nie powiedzieli inaczej, to jest szansa, że ona nadejdzie, ale może własnie dać sobie czas na oddech, zwolnienie tempa po stracie. Wiele mam opowiada, że to bardzo pomaga.
5 dni temu na wizycie kontrolnej dowiedziałam się, że mój Aniołek umarł w 8tyg, a powinien być już 10tc. Najgorsze co mnie w życiu spotkało. W środę na oddział, w czwartek tabletki i zabieg, w piątek do domu, w którym na szczęście czekal już 3letni synek. Psychicznie w szpitalu czułam się o wiele lepiej niż w domu. Dzisiaj mąż musiał wyjechać, wróci za 3tyg. A ja… A ja zostałam sama w domu z synkiem i z tym okropnym bólem rozrywającym mnie od środka. Nie wiem jak mam sobie z tym wszystkim sama poradzić… A muszę, bo mam już dla kogo żyć. Tylko jak? Wiem że to kiedyś minie, życie toczy się dalej, ale to wszystko wydaje się być takie nierealne i odległe… i jeszcze to poczucie winy, że wtedy kiedy to się wydarzyło był stresujący okres w pracy, kłótnia z mężem… Może gdyby nie to… Nie chce tak myśleć, ale nie potrafię pozbyć się tych myśli… Ale muszę być silna, bo synek sam się sobą nie zajmie… Kiedy to przestanie boleć?
Bardzo współczuję. 🙁 Nie znam odpowiedzi na pytanie kiedy to minie. Wiem, że rozmawianie o tym może pomóc. Kiedy mąż wróci pewnie będzie trochę łatwiej, bo będzie można o tym rozmawiać. To chyba jeszcze nie jest moment żeby sobie powtarzać: „Życie toczy się dalej”. Proszę sobie dać czs na żałobę. Tak po prostu, na smutek.
Jestem w 7 tyg., dziś dowiedziałam się że kruszynka się nie rozwija, nie rośnie… Lekarz od razu wypisał skierowanie do szpitala, jak to ładnie ujął „żeby usunąć”. Jednak nie potrafię się z tym pogodzić, wiem, że to bardzo wczesna ciąża, ale mimo wszystko nie pójdę jutro do szpitala… Umówiłam się na piątek do innego lekarza… Jeszcze mam mały cień nadziei, chociaż gdzieś w głębi siebie czuję , że to koniec. Staraliśmy się ponad rok o dzieciątko, wiadomość o tym, że się udało to była czysta euforia, szkoda, że tak krótko trwała…
Kiedy poroniłam, bardzo dużą traumą był dla mnie szpital (pomimo personelu do rany przyłóż ). Położne same przepraszaly za procedury i papiery, które trzeba bylo wypełnić. Z pytaniami typu, czy chcę urządzić pogrzeb, wtedy muszę podać płeć(albo wymyśleć albo zrobić badania genetyczne), czy chcę aby moje dziecko było pochowane w Grobie Nienarodzonego Dziecka. Dla mnie to były strasznie ciężkie pytania – z jednej strony absurd nadawania płci 6- tygodniowemu zarodkowi (chociaż noszonemu 12 tygodni), z drugiej poczucie winy, że się zrzeka „ciała” swojego Aniołka… N
Ja 5dni temu straciłam dziecko w 11tygodniu. Tak jak ktos tu pisal ciąża była nieplanowana, nie zdazylam się oswoic z tym że będę mamą i je stracilam. Mam wielki żal do siebie że nie dbalam o siebie wystarczająco i smuci mnie to że nie znalam plci dziecka nawet.. 1ciaza. Nie wiem czy będzie jeszcze szansa-mam 44lata….To byl cud a ja tego nie docenilam. Bałam się, nie mialam wsparcia w partnerze-przeciwny zostaniu ojcem…
Los rozstrzygnął za mnie… ????
Ja wlasnie dokladnie 15 pazdziernika 5 lat temu (2013) stracilam swoje malenstwo w 12 tyg ;(
Przechodziła to moja siostra półtora miesiąca temu to była już druga ciąża pierwszą straciła szybciutko (puste jajeczko) ale to na szczęście szybko i mniej boleśnie minęło, a druga wymarzona ciąża, dziecko upragnione, wkroczyła już w 6 miesiąc(tak miesiąc nie tydz) każdy się cieszył było widać juz pokaźny brzuszek nareszcie udało się wszelkie badania wychodziły dobrze wszystko szło jak powinno aż do jednego okropnego dnia gdzie siostra poczuła się dziwnie i pojechała do lekarza gdzie usłyszała to czego żadna z nas nie chciałaby usłyszeć dziecko nie żyje nie ma pulsu….. Szybko trafiła do szpitala wywołanie porodu i rodzenie martwego dzidziusia. Ja nie mówiłam jej nic sama płakałam jak bóbr myśląc DLACZEGO… i co ja mogę zrobić a nic nie mogłam ani zrobić ani powiedzieć. Czekałam na ruch siostry czy potrzebuje mojego wsparcia na szczęście okazało się że tak ale i tak tkwiłyśmy w ciszy bo moja siostra rozpaczała a ja będąc z nią nie potrafiłam powiedziec ani słowa ponieważ bałam się wypowiedziec cokolwiek aby jej bardziej nie załamać czy urazić…. A otoczenie niestety ciekawskie wyskakiwało z okropnymi pytaniami… Gdzie brzuszek lub dziecko i oczywiście co się stało 🙁 Ja zazwyczaj miałam ochotę odpowiadać GÓ**NO bo widziałam lub czułam jak czuje się moa siostra
Staraliśmy się z mężem o dziecko ponad rok, kiedy zobaczyłam dwie kreski na tescie, to bylo coś pięknego, drżały mi ręce z tych emocji. Straciłam dziecko w 9 tygodniu. Dowiedziałam się o tym na zwykłej kontroli, bo nie miałam objaw, ciaza obumarła, serduszko przestało bić. Mój świat się załamał. Teraz powoli dochodzę do siebie, ale lek że zajadę w kolejną ciaze, albo że znowu będzie nie tak, i paraliżuje mnie.
Cztery dni temu dowiedziałam się, że moje dziecko nie żyje. Zatrzymało się na 6 tygodniu. Czekam na samoistne poronienie. Nigdy w życiu nie czułam tak wielkiego smutku, duszacego od środka. Ten, kto tego nie doświadczył, nie ma prawa pocieszać, naklaniac do czegokolwiek, albo wymyślać wytłumaczenia, dlaczego tak się stało. To już chyba na zawsze zostawia ślad na psychice. Aż ciężko cokolwiek napisać… Nigdy w życiu nie myślałam, że może to spotkać nas.
Nie sądziłam że jest nas aż tyle, ale czy to w czymś pomoże,raczej nie…
Jestem (byłam)w 10/11 tyg ciąży, dowiedziałam się że zarodek jest niewidoczny, czyli prawdopodobnie ciąża obumarła…za kilka dni mam powtórzyć badanie ale ja czuję że to już koniec, cały dzień mam plaamienia na przemian z krwawieniem i nie wiem ile łez już wylałam, Nie umiem się dzisiaj pozbierać, straciłam kompletnie ochotę na życie, zaczynam się obwiniać, prawdopodobnie czeka mnie zabieg wywołania promienia w szpitalu, ja już zdążyłam pokochać to maleństwo a jego już nie będzie, życie jest niesprawiedliwe…..
Tak, jest niesprawiedliwe… współczuję i ściskam.
2 maja straciłam moją maleńką kruszynkę, byłam w 9 tygodniu ciąży, serduszko przestało bić koło 8 tygodnia. Przeżyłam szok, gdy dowiedziałam się, że jestem w ciąży. Pięć lat wcześniej staraliśmy się bez rezultatu, więc uznaliśmy, że jesteśmy już za starzy. A tutaj niespodzianka, dwie kreski na teście. 30ego podczas rutynowej wizyty usłyszałam podczas usg najgorsze słowa, że nie ma dobrych wiadomości. Wylądowałam w szpitalu, gdzie zostało wywołane poronienie. Cały czas mam wrażenie, że między tymi paroma dniami powstała niewidzialna przepaść. Starałam się trzymać dzielnie, tym bardziej, że mam dwoje ukochanych dzieci (jedno dorosłe, drugie nastoletnie) i dla nich każdego dnia muszę funkcjonować na najwyższych obrotach. Ale dzisiaj przepłakałam cały dzień, wiem, że muszę sobie dać czas, przejść żałobę, ale mimo wsparcia męża jest mi psychicznie bardzo ciężko…
To niestety jeszcze trochę potrwa. W moim przypadku czas i mąż byli największym wsparciem.
Jestem w 10 tyg ciazy blizniaczej. Dzieci przetaly sie rozwijac w 6 tyg. Od 5 dni jestem w szpitalu. Dostalam juz 14 tabletek na wywolanie poronienia i nic. To moja pierwsza ciaza, po 3 latach staran i leczenia. Mam 32 lata. Psychicznie juz wysiadam. Czekalam na ciaze, teraz czekam na poronienie, jestem zalamana…
Jestem w ciąży. Pierwsza ciąża książkowa, druga – córka umarła w 5tc 6 dniu, trzecia – puste jajo, czwarta – biochemiczna, piąta – synek 6tc. Wszystko to na przestrzeni trzech lat. Teraz czekam na wizytę, na której mam usłyszeć bicie serca swego malucha. Jestem przerażona. Wiary w powodzenie brak, nadzieja ogromna. Jestem po kilkunastu spotkaniach z psychologiem. One przywróciły mnie do życia, ale nie przygotowały na kolejną ciążę. Chcę i pragnę dziecka, ale boje się, panicznie boję się kolejnej straty. Już nie wiem co mam robić. Apetytu brak, chęci do życia brak, jest tylko oczekiwanie i nastawienie na najgorsze. Dlaczego tak?
Miałam dwa poronienia. Nie mogłam już dłużej się starać. Nie potrafiłam uwierzyć w swoje szczęście. Coś we mnie umarło. Ta pustka we mnie zniszczyła mój związek. Nie potrafiłam zaoferować swojemu partnerowi nic. Tylko tą pustkę, której nie dało się w żaden sposób zapełnić. Rok terapii. Zupełnie inne życie. Musiałam je zdobyć. Zbudować od nowa. Dzięki terapeutce z Psychologgii udało mi się to. Nie sądziłam, że wrócę z powrotem do życia, ale oto jestem.
Dziękuję za ten komentarz, wiele osób nie wierzy, że terapia pomoże, a tak właśnie jest.
poroniłam w maju ale nie umiem sobie pomóc moja siostra 6 tyg temu urodziła miałam go dwa razy na rękach ale płakać mi sie chce że mogłam w styczniu moje maleństwo przytulić próbowałam uciec w codzienność ale nie potrafie nie umiem
Postanowiliśmy z mężem, że nadszedł czas żeby powiększyć naszą rodzinę. Rok temu zaczęliśmy starać się o dzidziusia. Po wizytach u ginekologa i wstępnych badaniach powiedziano mi, że z uwagi na moje problemy z tarczyca i pco będę miała ogromne trudności z zajściem w ciążę. Poecono mi nawet wizytę w klinice niepłodności. Nie spodziewałam się usłyszeć takich wieści. Zalamalam się, kilka nocy przepłakałam ale mimo wszystko nie poddałam się. Dalej staraliśmy się z mężem o dziecko. Pod koniec marca znacznie powiększył mi się biust i był strasznie obolaly. Z uwagi, że posiadałam nieregularne cykle miesiączkowe i silny zespół napięcia przedmiesiaczkowego, nie zauważyłam objawów ciąży jakie wysyłał mój organizm. Mąż zasugerował, że może jestem w ciąży, a ja ciągle w głowie miałam słowa pani ginekolog, że nie będzie mi łatwo zajść w ciążę. Zrobiłam test. Dwie kreski się pojawiły i poplynely łzy, łzy szczęścia i niedowierzania. Następnego dnia zrobiłam bhcg i wyszło 8-10 tydzień. Jakież było moje szczęście, myślałam że uniosłam się do chmur. Pokochałam moje maleństwo. Ale radość nie trwała długo. Przez całą noc bardzo bolał mnie brzuch, czesto budziłam się ale jako, że była to moja pierwsza ciąża myślałam że tak po prostu jest, że organizm musi się jakoś przygotować na ciąże. Po przebudzeniu, udając się do łazienki dostałam krwotoku i już wtedy wiedziałam co nastąpiło. Pojawił się szok i ogromny smutek. Chciałam umrzeć, znienawidzilam siebie. Najgorszym było przeświadczenie, że nie ochronilam swojego dziecka. Noc w szpitalu z podobnymi przypadkami pogłębila stan rozpaczy. Od tamtej sytuacji minęło 5 miesięcy. Zaszylam się w domu i nie mam ochoty wychodzić do ludzi. Jest tylko praca, dom, zakupy. Dzisiejszej nocy miałam sen, że stojąc poroniłam dziecko w pełni wykształcone i obserwując co się stało próbowałam je spowrotem włożyć do brzucha. Chyba już jestem tym wszystkim zmęczona. Ból jest silniejszy niż wszystko inne.
BArdzo współczuję, nie ma słów pocieszenia… wytrwałości.
Moja historia wydarzyła się 7,września 2019, kilka dni temu moje serce pękło po stracie.. To była nasza 2 pociecha, zaplanowana wyczekana. Zaczęło się małym plamieniem, a niestety skończyło lyzeczkowaniem. Nasze szczęście miało raptem, 5 tygodni ale już zdążyłam pokochać, i cieszyć się z ponownego macierzyństwa. Narazie otoczenie różnie reaguje dobrze że tak szybko niż później, to dopiero była fasolka.. itd, Ja już pokochałam nowe życie… Nie, pęcherzyk jak co niektórzy mówią. Wiem że musi minąć trochę czasu, wiem że kolejna ciąża to będzie stres, i strach… Bolu najbardziej to że zawsze będę tęsknić, wspominać że 7.09.19 odszedł mój aniołek.
Bardzo współczuję. 🙁
BArdzo mi przykro. Warto poszukać pocieszania u psychologa, może pomoże przejść żałobę.
Właśnie leżę w szpitalu, po łyżeczkowaniu. Dziecko 7 TC. W domu czeka na mnie 2 letni harpagan, któremu nie udaje mi się stworzyć rodzeństwa. Rok temu ciąża biochemiczna, a dziś to. Wiem, muszę to przepłakać, przeżyć, ale jest mi przykro.
Jestem w 7 tyg., dziś dowiedziałam się że kruszynka się nie rozwija, nie rośnie… Lekarz od razu wypisał skierowanie do szpitala, jak to ładnie ujął „żeby usunąć”. Jednak nie potrafię się z tym pogodzić, wiem, że to bardzo wczesna ciąża, ale mimo wszystko nie pójdę jutro do szpitala… Umówiłam się na piątek do innego lekarza… Jeszcze mam mały cień nadziei, chociaż gdzieś w głębi siebie czuję , że to koniec. Staraliśmy się ponad rok o dzieciątko, wiadomość o tym, że się udało to była czysta euforia, szkoda, że tak krótko trwała…
Tak mi przykro. 🙁
Mam 41 lat. Nie mam dzieci. Kilka lat temu byłam w ciąży, to była ciąża naturalna. Mój partner nie mógł na początku pogodzić się z faktem ze zostanie ojcem. Chciał zebym z niej „zrezygnowała”. Nie mogłam w to uwierzyć. Stwierdziłam ze sama sobie poradzę. Zdecydował ze zostanie przy mnie, ale w 9 tc poroniłam. Świat zawalił mi się. Później nie chciał zdecydować się na kolejna ciaze a czas mijał. W końcu rozstaliśmy się. To nie było dla mnie łatwe ale w tym czasie pojawił się „on”. Wspierał mnie, był przy mnie. Z czasem zostaliśmy para. Po roku zaręczyliśmy się. Dojrzeliśmy do decyzji zostania rodzicami. Staraliśmy sie ale to nie było łatwe w naszym przypadku. Lekarze, badania. Pozostało IVF. Nasza decyzja „tak” chcemy.
To było moje trzecie podejście do IVF. Udało się. Najszczęśliwszy dzień w naszym życiu. Cieszyliśmy się jak dzieci.
4 dni temu minał 9 tydzień. Każdy dzień sprawial ze pojawiał się uśmiech na naszych twarzach, chociaż gdzieś tam w środku miałam strach przed kazda wizyta u lekarza. Stosowałam się do wszystkich zaleceń lekarza, dbałam o siebie, zdrowo sie żywiłam. Rodzina mnie wspierała i pomagała w codziennych obowiązkach.
Rozmawiałam z moim maleństwem każdego dnia, pokochałam je.
Codziennie odliczalam dni do naszego spotkania. Taka bezwarunkowa miłość.
Podczas ostatniej wizyty, świat mi sie zawalił, usłyszałam, ze serduszko przestało bić. Ciąża obumarła. Szok dla nad obojga. W jednym momencie wszystko straciło sens. Myslalam ze jestem silna bo w życiu już tyle przeszłam ale guzik prawda.
Mam w środku żal, złość, bezradność, smutek i nie mogę znaleźć nic pozytywnego. Łzy same spływają po policzkach.
Staram się poukładać sobie wszystko w głowie.
Wiem, ze zrobiłam wszystko co mogłam zrobić i straciłam moje małe szczęście. Natura miała inny scenariusz na mnie. Wiedziała ze płód rozwija się nieprawidłowo i chroniła mnie. Taka myśl pozwala mi przetrwać ten czas.
Nie potrafię pogodzić się z tym. Zycie cały czas sprawdza mnie ile jestem w stanie znieść, ale ja już nie mam siły.
Wiem jedno, znowu chce twardo stąpać po ziemi i żeby uśmiech pojawił się na mojej twarzy. Wierze ze tak będzie.
Na szczęście mój partner wspiera mnie i jest przy mnie.
Zapytałam lekarza czy powinnam podejść jeszcze raz, powiedział „pewnie”. Należy odczekać trzy miesiące. Jest duża szansa.
Czy podejdę? Nie wiem. Mój partner bardzo chce, ale powiedział ze decyzja należy do mnie, bo ma świadomość ze to ja muszę mieć sile przez wszystko przejść.
Myśl ze mogłoby się udać namawia mnie do kolejnego podejścia, ale z tylu głowy boje się ze mogłabym przejść poraz kolejny przez koszmar ostatnich dni.
Wiolu, bardzo, bardzo mi przykro, że przechodzisz przez kolejną stratę. Tyle starań, tyle miłości…. Nie napiszę Ci, ze będzie dobrze, bo tego nie wie nikt… Zrobiłaś wszystko co mogłaś…. Ja mam lat 45, straciłam moje dziecko 3 tygodnie temu- to była taka ostatnia , nieoczekiwana szansa na CUD- cud się nie wydarzył, a ja już nie powalczę, bo się po prostu boję w moim wieku… Przegapiłam moją szansę . Ty jesteś młodsza- wiem, że teraz okrutnie boli i strach jest przeogromny, ale o marzenia warto walczyć…. A Twoje dzieciątko, gdzieś tam, w innej rzeczywistości, wie że je bardzo kochasz….. Przytulam
Witam jestem właśnie po 7 stracie i za każdym razem tak samo boli…. Ciągłe jeżdżenie po Polsce, leczenie, nadzieja, dwie kreski, radość i strach… A następnie po krótkim czasie ten ból, smutek i żal… I to wieczne pytanie dlaczego akurat znowu mi się przytrafiło…? Czy kiedykolwiek zostanę jeszcze mamą? Zaczynam w to wątpić i to przynosi kolejny ból. Czy ten koszmar kiedyś się skończy? Z tym wszystkim jestem zupełnie sama. Mam wrażenie że nikt mnie nie rozumie, już nawet wizyty u psychologa nie pomagają.
Ilono, bardzo mi przykro, moje dzieciątko odeszło dzień po Twoim…. Bądź dla siebie dobra, przeżyj czas żałoby, nie daj się popędzać- że już trzeba dalej zacząć normalnie żyć. Jestem na tym samym etapie, wiem jaki to dla ciebie ciężki okres… Światełko dla twojego Dziecka (*)
To ile tygodni miało nasze dziecko- nie ma znaczenia. Serduszko mojego Maleństwa przestało bić 12.09.2019. To był koniec siódmego tygodnia ciąży…. Nacieszyłam się moim małym Cudem tylko tydzień… Najpierw był szok (bo zaszłam w ciążę nieplanowaną), ale tuż zaraz pojawiła się Miłość…. Razem z moim Dzieckiem umarła nadzieja – nie przekażę już życia maleńkiej istocie, bo… jestem za stara (mam 45 lat) i boję się świadomie zaryzykować, w moim przypadku ryzyko poronienia jest ogromne, jak również ryzyko urodzenia dziecka z niepełnosprawnościami….. Jestem lekarką, sporo wiem na temat ciąży i porodu, przyczyn poronień, statystyk itp. Ale powiem wam, ze gdy to dotknęło mnie samą- ta wiedza niewiele pomaga…
Wiem, ze potrzeba dużo czasu, żeby ten ból i smutek się zmniejszyły, bardzo na to liczę. One chyba nigdy nie znikną, ale nie będą już takie silne jak teraz….Jakoś daję radę na co dzień, chodzę do pracy, przyjmuję pacjentów, zajmuję się domem, ale rozmawiać jeszcze na ten temat na spokojnie nie potrafię. Czasem myślę, ze mam te emocje pod kontrolą, po czym w następnej chwili rozpadam się na kawałki…
Bardzo mi smutno, że jest nas tak wiele, doświadczonych tak wielką stratą. Przytulam każdą z was, życząc, aby pomaleńku ta wielka rana w sercu się zabliźniła. Zawsze będziemy mamami naszych Dzieci…. A ja , będąc osobą wierzącą, bardzo wierzę w to, ze kiedyś, po śmierci, spotkam moje Maleństwo i przytulę je do serca…..
Przytulam. Tak mi przykro… 🙁
Dziś 1 listopada…..a ja musiałam podzielić czas spędzony na cmentarzu między grobem taty ( odszedł w marcu tego roku) a moim aniołkiem Antosiem, którego pochowaliśmy 3 dni temu ????Odszedł 25 października w 17 tygodniu ciąży…dwa dni po amniopunkcji. Cały czas wyrzucam sobie że ją zrobiłam. Mieliśmy ryzyko ZD 1:12, ale nawet gdyby się potwierdziło i tak urodziłabym nasze maleństwo. Poddałam się temu badaniu, żeby sprawdzić czy nie ma jakichś innych chorób, które można by było leczyć jeszcze w okresie płodowym, albo tuż po porodzie. Ciąża była dla nas dużym zaskoczeniem, bo miałam wkładkę antykoncepcyjną. Stwierdziłam jednak, że to tata „załatwił” mi taki ” prezent”, żeby zapełnić pustkę po sobie….ale jednak nie. Nasz aniołek jest teraz z dziadziusiem….Na szczęście w domu mam ogromne wsparcie ze strony męża, który przecież też cierpi, bo marzył mu się syn…i był oraz dwóch córek ( 17 i 10 lat), a także pozostałych członków rodziny i przyjaciół. Najbardziej jednak pomaga mi wiara….że Bóg tak powołuje anioły….Kochamy Cię Antosiu❤️
2 tygodnie temu straciłam drugiego Aniołka. Pierwszy odszedł ode mnie 1.04.2018, w 7 tygodniu ciąży. Wtedy właśnie często słyszałam słowa „to nie było jeszcze dziecko, jesteś za młoda, powinnaś się cieszyć, że tak się stało”. Miałam wtedy 21 lat, dzieciątko było planowane. Później bałam się zajść w ciążę. Kiedy w końcu odważylismy się postarać o kolejne dziecko, zaszłam w ciążę od razu, tak jak pisała jedna z pań, też od razu wiedziałam, że jestem w ciąży. Trzy tygodnie później pojawiły się wymarzone dwie kreski, tydzień później mała fasolka z bijącym serduszkiem. Uważałam, dbałam o siebie i odetchnęłam z ulgą, kiedy wszystkie wyniki badań były w porządku i minął 12 tydzień. Dwa tygodnie później bóle pleców, krwawienie, pogotowie i po długim oglądaniu dziecka przez usg słowa „Przykro mi, ale serduszko nie bije.” moja córeczka odeszla ode mnie 04.02.2020. Moi najbliżsi unikają tematu, zachowują się, jak gdyby nic się nie stało. Przyjaciółka, która planuje ciążę odwróciła się ode mnie, bo delikatnie dałam jej do zrozumienia, że nie jestem gotowa rozmawiać na temat jej ciąży. Dla każdego to był tylko „płód”, nikt nie używa słowa „dziecko”. Staram się wmawiać sobie, że obydwoje moich dzieci jest w lepszym miejscu razem z moim dziadziem, który je rozpuszcza, tak jak mnie kiedys. Strata dziecka, nieważne, czy w 40, 15, czy 7 tygodniu, jest traumą. Słyszałam chyba wszystkie zdania wymienione w blogu, są to najgorsze rzeczy, jakie można usłyszeć. Po utracie pierwszej ciąży napisałam list pożegnalny do swojego dziecka. Przyniosło to bardzo dużą ulgę i pozwoliło się chociaż częściowo z tym pogodzić. Może innym kobietom też przyniesie to ulgę.
Mam 45 lat wczoraj stracilam moje 4 tygodnie szczęścia miłosci od pierwszej chwili …mój wyśniony wymarzony cud….Tego bólu nie da się opisać…rozrywa mi serce
Po prawie 15 latach starań o dziecko zaszłam w ciążę. To był cud. W Wielkanoc tego roku poinformowalismy nasze rodziny. Radość i łzy szczęścia. Niestety. Radość nie trwała długo. 05.05.2019 W 6 tyg ciąży poroniłam. Umarłam. Cudem się pozbierałam. Poroniłam w domu. Byłam sama. Serce mi pękło. Przeszłam żałobę i w miarę pogodziłam się z życiem. Lekarz powiedział że miałam pecha. We wrześniu tego roku cudem znowu byłam w ciąży. Euforia w całej rodzinie. Szczęście nie do opisania. 18.10.2019 zaczęło się od bólu brzucha i plamienia. Strach i przerażenie. W drodze do szpitala mdlałam z bólu. Zwymiotowałam. Byłam pół przytomna. Badanie. Lekarz. Ordynator. Poroniłam. Łyzeczkowanie. Narkoza . Umarłam po raz drugi. Zbliżają się święta. 24.12.2019 miałam bym pierwszy termin porodu. 05.06.2020 drugi. Po drugim poronieniu nie potrafię przeżyć żałoby. Serce mi pękło.
Tyle lat starań tylko po to żeby 2 razy poronić. Jestem psychicznym wrakiem.
Wiem co czujesz bardzo Ci współczuję
Dokladnie w walentynki, tydzien temu ronilam we wlasnej lazience moje wymarzone, wyczekiwane malenstwo. 24 kwietnie 2019 w szpitalu poronilam po raz pierwszy… myslalam, ze sie nie podniose. Byly badania, setki badan, bo we mnie tlila sie nadzieja..
Mam 41 lat i dostalam sowj swiateczny cud… dwie kreski i przeogromne szczescie
Tym razem byly zastrzyki, leki, wizyty u lekarza co tydzien
Pieknie bijace serduszko w 6 tyg i 2 dniu. Nastepna wizyta w 8 tyg. Widze na monitorze, ze pecherzyk ciazowy jest jakby splaszczony a mojego dziecka prawie nie widac, a przeciez powinien miec juz co najmniej 1 cm.. cisza, przedluzajaca sie cisza, ale ja juz wiem, wiem co moj lekarz powie
Serce nie bije, plod sie nie rozwija…
Drugi raz
Chcialam umrzec, wszystko zeby ten bol minal.. moje ukochane malenstwo, kochane od pierwszej komorki
I placz mojego silnego faceta, ktory pomagal mi sie obmyc i trzymal za reke w Walentynki, najgorszy dzien mojego zycia.
Najgorszy, bo wiem, ze w naszym wypadku to juz sie nie uda. Zegnamy nasze nadzieje.
A ja juz na zawsze bede mama dwoch malenstw, ktorych nigdy nie dane mi bylo przytulic
Dokładnie miesiąc po moich 28urodzinach znalazłam się w szpitalu… Aby „urodzić” nie wiem jak mam to nazwać… aby w najokropniejszy sposób pożegnać się z moim maleństwem.
4 kwiecień najcudownieszy dzień w moim życiu, okazuje się, że za 9miesiecy zostanę mamą, dwie kreski na teście, radość, łzy szczęścia, telefon do partnera z wiadomością, że będziemy rodzicami, powtórzone testy jeszcze parę razy, aby mieć pewność, wizyta u ginekologa kolejnego dnia, wszystko w porządku, na swoim miejscu, gratulacje, uściski od lekarza, ponieważ sam się cieszył, że udało się, gdyż w moim przypadku było to ciężkie, ponieważ choruje na endometrioze jajników.
3wizyty wszystko ok, będąc na wizycie 21kwietnia usłyszałam, że wchodzimy w 5/6tydzien,że widoczny jest zalążek serduszka, a na kolejnej wizycie to już powinnam słyszeć jak serduszko mojego dzidziusia bije.
12 maja świat mi się załamał, ziemia usunęła pod nogami. Lekarz nie przekazał mi takich wiadomości jakie chciałam usłyszeć, ale powiedział, że mam dać dzidzi jeszcze tydzień, bo to wczesne stadium i dużo moze się wydarzyć. Przepłakałam cały tydzień, dzień przy dniu wyłam z bólu, z tej bezradności, jak każda z wam pytałam dlaczego? jak to możliwe? dlaczego właśnie my? co zrobiłam?
18maja stwierdzona ciąża obumarła w 10tygodniu, dzieciątko wyglądało na 6/7 tydzień…
I 20maj najgorszy dzień w moim życiu, los odbiera mi moje dziecko z niewiadomo jakich przyczyn… Brak boli, krwanien, plamienia, w pracy na zwolnieniu od samego początku i ciągle szukam odpowiedzi dlaczego? Przecież ono chciało żyć, ja tak pragnęłam być mamą, cieszyć się, tyć, mówić do brzuszka, a po 9miesiacach moc je przytulić, usłyszeć, ukochać, wziąć w ramiona…
W szpitalu podano mi tabletkę, po jakimś czasie rozpoczęły się bóle, krwawienie, skurcze, aż w końcu doszło do poronienia… Godzinę później zabrano mnie na zabieg łyżeczkowania, kolejnego dnia po śniadaniu wypuszczono do domu. Nienawidze świata, nienawidze wszystkiego co mnie otacza, oddałabym wszystko, swoje zdrowie, ręce, nogi, wzrok, słuch byle by to maleństwo mogło dalej żyć.
Jak każda kobieta, która doświadczyła tego okropnego czasu wiem, że nigdy nie pogodzę się z tą strata, będę obwiniać siebie, los o to wszystko. Siostra powtarza mi, że doświadczam najgorszego czasu, który trwać może bardzo długo, ale że zyskałam tam na górze swojego Aniołka Stróża, który zawsze będzie nade mną czuwał, nie pozwoli mnie już bardziej skrzywdzić i że już zawsze będę mamą Aniołka!
Łączę się ze wszystkimi mamami Aniołków i z każdą osobno!!
Straciłem 1-letni związek w kwietniu. Mój były zostawił mnie z tak wielkim bólem i od tego czasu moje serce jest złamane i rozbite.
Dziewczyny, czytam Wasze komentarze i przykro mi, że Was to spotkało… Mnie też, choć był to dopiero początek ciąży. Była to moja pierwsza ciąża. Postanowiliśmy z partnerem, że zaczynamy się starać. Udało się za pierwszym razem, choć oboje się nie spodziewaliśmy. Zrobiłam test. Najpierw jeden, a później kilka następnych. Pozytywne, ale ta druga kreska była bardzo jasna. Na drugi dzień zrobilam badania krwi. Na szczęście wyniki były w tym samym dniu. Beta hcg podniesione. Bylam w szoku, ale mimo wszystko byłam szczęśliwa. Nie docierało do mnie, że będę mamą. Brałam pod uwagę, że może być różnie, ale nie spodziewałam się, że strata tak może boleć. O ciąży dowiedziałam się w czwartek. W środę dostałam plamień, a w czwartek (tydzień po pierwszym teście). Poszłam do ginekologa, który zrobił badanie. Nic nie było jeszcze widać. Powiedział, że jeśli nie dostanę krwawienia przez kilka najbliższych dni, to będzie ok. Na drugi dzień okropny ból podbrzusza i krwawienie, które trwało ponad tydzień. Piersi przestały boleć i już wtedy wiedziałam, że to koniec. Mimo, że na usg nic nie było widać, a testy i badanie krwi mówiło samo za siebie, zdążyłam oswoić się z myślą, że wkrótce może pojawić się mały człowiek na świecie. Teraz, mimo tak wczesnego poronienia, nie jestem sobie w stanie poradzić. Będę się starać dalej, zadbam o siebie, ale w głowie ciągle pojawia się pytanie „dlaczego?”
7 dni przed moimi 29 urodzinami dowiedziałam się ze jestem w ciąży , widziałam moje dziecko na usg usłyszałam pierwsza bicie serduszka spełniło się moje marzenie , ciąża rozwijała się prawidłowo , poszliśmy na pierwsze badanie prenatalne wyszła przeziernosc karkowa podwyższona ale nie dużo , zdecydowaliśmy się z narzeczonym na amniopunkcję nie braliśmy pod uwagę terminacji ciąży ale chcieliśmy wiedzieć jak się przygotować do tego gdyby nasze dziecko okazało się chore po równo 3 tygodniach dostaliśmy wiadomość ZDROWY CHŁOPIEC radość nie do opisania zaczęliśmy szykować pokoik dla Nikosia kupować ubranka ???? Czułam synka ruchy jak się kręci , kopniaczki dostawałam nawet o 4 rano , w 26 tygodniu ciąży obudziłam się i powiedziałam partnerowi ze śniły mi się trupy i muszę iść do ginekologa tylko sprawdzić czy jest wszystko dobrze . Tego samego dnia o godz 16 byłam już u lekarza niestety mojemu synkowi przestało bić serduszko ????Pamietam tylko jedno z tego dnia ze żyć nie chciałam , siedziałam i ryczalam na łóżku a partner szykował mnie do szpitala a ja modliłam się po cichutku żeby synek mnie kopnął w brzuszek niestety nie poczułam tego . Trafiłam do szpitala na osobna sale obok na innych sali leżały kobiety czekające na poród swoich dzieci słyszałam podłączone KTG jak serduszka ich dzieci biją ????Dostawałam przez trzy dni tabletki na wywołanie porodu . Po trzech dniach naturalnie urodziłam synka , do tej pory nie mogę się pogodzić z ta strata nie mogę zrozumieć dlaczego ale jedno mogę stwierdzić mój synek mój Nikoś jest przy mnie ja to wiem i czuje ????
Wczoraj miałam zabieg łyżeczkowania. Ciąża obumarła w 6 tyg, chodziłam tak do 11 tyg. 4 lekarzy ta sama diagnoza. Usłyszałam, że poronie samoistnie, potem z krwawieniem szpital mnie dwa razy odsyłał – czasy covida. To nie ludzkie, że tyle czasu musiałam tak chodzić. Od 3 tyg c byłam na zwolnieniu : plamienia i krwiak. Później usłyszałam, że ciąża się nie rozwija prawidłowo aż w końcu przestała całkowicie, serduszko nie biło. Bardzo chciałam tego dziecka. Mam syna 8 lat, dziś ma urodziny a ja wczoraj straciłam drugie dziecko. Nie potrafię udawać, że wszystko jest ok, uśmiechać się i organizować urodziny – wyprawiamy jutro. Rodzina nie wie, tylko maz i przyjaciółka. Nie chcieliśmy mówić jeszcze. W święta mieliśmy to ogłosic. Najgorsze jest to, że nie mam wsparcia w mężu, nie mogę normalnie płakać nawet w domu bo syn nie wie co się stało, zresztą ma urodziny, nie będę mu ich psuć. Mąż zachowuje się jak by się nic nie stało, sama jestem w szoku jak można tak się zachowywać jak by się nic nie stało. Podczas kąpieli mam czas by płakać. Ciągle o tym myśle, obwiniam się , że to mogła być moja wina. Dziś spakowałam kocyki i kilka ubranek do kartonu. Nie mogłam się powstrzymać i kupiłam parę rzeczy dla dzidziusia. Mimo krwiaka i plamien nie sądziłam, że zakończy się to martwa ciaza. Nie wiem jak mam się ogarnąć i normalnie funkcjonować, wszystko robię na auto pilocie. Nie mogę normalnie nawet plakac, tylko jak nikt nie widzi. Usłyszeć od męża no szkoda to jak dostać w twarz. Nawet się nie zapytał jak się czuje i wyszedł dziś do brata , pewnie drinkuja a ja dzień po zostałam sama z synem w domu. Ból fizyczny znoszę ale psychiczny jest straszny.
Zaproszenie.
Przyjęcie zaproszenia.
Zmiana planów i pożegnanie.
Na swój sposób poza morzem łez, ta myśl przyniosła mi pewne ukojenie.
Wczoraj Dzidziuś pożegnał się ze mną po 9 tygodniach od przyjęcia zaproszenia.
Ból, rozpacz, niedowierzanie, szok…
Jak sobie radzić dalej? Nie wiem. Mimo ogromnego wsparcia bliskich, wyrwa w sercu jest zbyt wielka.
Dziękuję za ten artykuł.Pozwolilo mi to trosze zrozumieć swój stan.Jestem świeżo po poronieniu zatrzymanym wywolywanym farmakologicznie w 8 tyg ciazy.Chociaz nie mialam jeszcze brzuszka nawet ,to czuję,jakby ktoś zabrał cząstkę mnie.Przy lekarzach grałam twarda i mądrą,że wszystko rozumiem.Dopiero na sali sama pozwalałam sobie na żal i teraz w domu tez tak jest.
Jesteśmy małżeństwem od pół roku, bardzo pragnęliśmy dziecka. Po drugim cyklu starań zobaczyłam upragnioną bardzo bladą druga kreskę, kilka dni później kolejny test – dwie wyraźne kreski. 2 tygodnie później wizyta u lekarza, widoczny pęcherzyk, jeszcze bez zarodka ale lekarz zapewnił że wkrótce się pojawi. W święta powiedzieliśmy rodzicom, pierwszy wnuk. Rodzice zachwyceni, wielka radość. 7 stycznia wizyta kontrolna, pragnęłam zobaczyć serduszko… Niestety brak zarodka, skierowanie do szpitala. 8 stycznia kontrola w szpitalu, farmakologiczne wywołanie poronienia. Ogromny szok, załamanie ale nie potrafię tego okazać na zewnątrz. Tylko ja i mój mąż wiemy co tak naprawdę przeżywam. Poronienie w 9 tygodniu… Ponoć to jeszcze nie dziecko… Nie było mi dane zobaczyć serduszka a jednak… Wielki ból i pytanie dlaczego my?? 6 dni po poronieniu, jeszcze 3 i pora wracać do pracy ale czy mam na to siłę ?jak sobie z tym poradzić…
Przeszłam dokładnie taka sama historie. W pierwszym cyklu starań udało się, szok, niedowierzanie. 11 grudnia na wizycie ciaza potwierdzona, żywa. Serduszka nie słyszałam, bo ciutkę za wcześnie 5tydz4 dni. Za miesiąc kontrol- 8 stycznia dzieciątko było już większe, ale lekarz nie miał dobrych wiadomość. Ciaza zatrzymała się na 7ttg4dni.
2 tygodnie nosiłam obumarła ciąże i nic nie wskazywało, ze stracilam swoje Maleństwo 🙁
Jestem mamą trójki dzieci. Wydawałoby by się. Się, że już nie powinnam oczekiwać nic od życia.
Spotkałam jednak miłość swojego życia i zostaliśmy rodzicami dwóch kreseczek po naszej pięknej pierwszej nocy.
Tak było mi przykro gdy najpierw zaczęłam plamić,a dwa dni później pożegnałam dziecko na swoich rękach w 18 tygodniu.
To była dziewczynka, mała gwiazdeczką.
Jestem mamą czwórki cudownych dzieciaczków, z których każde jest wyjątkowe.
Kiedy tracimy dziecko, nieważne czy pierwsze,czwarte… każde jest cudem.
Nikt mi nie przetłumaczy, że dziecko to nie jest jeszcze ta fasolka pod sercem matki. Każda kobieta,która przeżyła stratę potwierdzi, że matką jesteśmy od pierwszej sekundy poczęcia.
Ściskam wszystkie mamy po stracie.
Witam…
Bedzie to wypowiedz bardzo chaotyczna… z góry Was za to przepraszam ale kierują mną emocje które są bardzo świeże… Zaczne od tego że od zawsze słyszałam że nie mogę i nie będę mieć dzieci w swoim życiu ponieważ guzy w przysadce mózgowej problemy hormonalne jajniki itp… 21luetgo dostałam miesiączkę tak myślałam ale po 30minutach nagle zaczął sie krwotok i ogromne skrzepy ze mnie lecialy… pojechalismy do szpitala (mieszkam w UK od 2 lat) wiadomo czekaliśmy długo… i jak zawsze puytanie czy zrobiłam test ciążowy mówie że tak… bo robilam 3tygodnie wcześniej ponieważ plamiłąm 15dni i test wyszedł negatywny…. wiec jeszcze z pewnoscia mowie NIE JESTEM W CIAZY! NIE MOGE BYC! a tu nagle okazuje się że test w szpitalu wyszedł pozytywny zawiezli mnie do ginekologa zrobili USG i okazuje sie ze moj maly aniolek jest we mnie zdrowe z bijacym serduszkie… wielka radosc lzy jakze tez wielkie zdziwienie… szczescie niesamowite i pytanie skad krwotok dlaczego… uzyskalam odpowiedz „czasami tak sie dzieje ale dziecko jest zdrowe” dowiedzialam sie ze mam lekka infekcje drog moczowych wypisal mi antybiotyk wypuscil do domu… krwotoki nie przechodzily… 23ciego lutego pojechalismy znowu do szpitala bo krwotoki sie powiekszyly… czekalam pare godzien w szpitalu z nerwami i myslami „bedzie dobrze musi byc” zrobili mi usg okazalo sie ze dziecko zdrowe i bije serduszko pani doktor mi powiedzialam cytuje bo tych slow nie zapomne „Nie panikuj to ze krwawisz nie znaczy ze juz je stracilas zapisuje Cie na nastepny wtorek na ziwyte nie przyjezdzaj z kazdym krwotokiem” sroda byla spokojniejsza… mimo wszystko walczylam aby dostac sie do lekarza pierwszego kontaktu aby dowiedziec sie skad te krwotoki… martwilam sie a zarazem bylo to szczesliwe dni… w czwartek 25tego po poludniu dostalam kolejnych krwotokow ktorych nie umialam juz zatamowac… wiec do szpitala czekalam 6h… wzieli mnie na usg i uslyszalam najgorsza wiadomosc mojego zycia… Serce dzidziusia nie bije… tragedia pytanie dlaczego czy to moja wina… zaproponowali mi zeby we wtorek 2giego marca przyjechac i wybrac czy zabieg czy tabletka… wybralismy po konsultacji z lekarzem tabletke… Wytlumaczyl mi co mniej wiecej moze mnie czekac na co mam byc gotowa itp… dostalam tabletke i zaledwie po 10minutach zaczela sie akcja w szpitalu poronilam wzieli Aniolka na badanie co moglo sie stac… 🙁 mam wsparcie od partnera ktory przy Naszej tragedii potrafil mnie zatrzymac na tym swiecie… Nigdy nie myslalam ze moglabym byc mama… Kazdy dzien jest coraz gorszy czuje puste strate ale tez mam ogromna nadzieje ze Aniolek zmienil tylko date swoich narodzin i urodze kiedys chce walczyc… mam wielka nadzieje… Przepraszam za tak chaotyczny wpis…
Ja również tydzień temu straciłam w 6 tygodniu. Mam 39 lat 2 wspaniałych dzieci w 2016 r straciłam bliźnięta w12 tygodniu ale powodem była angina którą przeszłam nie wiedząc jeszcze o ciąży. Teraz to niespodzianka z której bałam się cieszyć i niestety się nie udało. Najgorsze że wiem że to była ostatnia szansa jestem po2 cesarkach i zdaje sobie sprawę że powinnam już odpuścić ale nie wiem czy potrafię. Wolałabym zdać się na los A z drugiej strony to jest strach czy by było dobrze. Nie wiem jak się pozbierać by zacząć normalnie funkcjonować i co że sobą zrobić jakie decyzje podjąć na przyszłość to wszystko mnie przerasta nie chce mi się być…
Witam Was wszystkie! Poroniłam samoistnie w połowie 7 tygodnia. Niestety już zaczęłam się przyzwyczajać i cieszyć że będę mamą, chodz z pewnym dystansem i niedowierzaniem że jestem w ciąży. Najgorsze to dowiedzieć się, że ciąża jest ,,za mała,, i że serduszko za słabo bije. Lekarz powiedział, niestety ciąża obumrze. I zostawił mnie z tą wiadomością. A Ja nie wiedziałam na co mam czekać. Bałam się tego co ze mną się stanie. To była moja pierwsza ciąża. Pogodzilam się z tą sytuacją bo i tak nie miałam na nią wpływu. Myślę, że najważniejsze to mieć z kim o tym porozmawiać bo duszenie w sobie jakich kolejek negatywnych uczuć niszczy nas od środka. Pozdrawiam Was wszystkie i życzę wam i sobie dużo wewnętrznego spokoju i wyrozumiałości dla siebie samych.
Masz dla kogo być! Kochana i bądź dla tych swoich dzieci dla których jesteś wszystkim. Bądź pełna wiary i bądź wyrozumiały dla siebie samej. Żyje się każdego dnia A umiera tylko raz. Wykorzystaj te życie do końca.
W lipcu zaszłam w drugą ciążę, ujrzałam wymarzone dwie kreski, jednak zaraz moja radość stłumił widok niewielkiego krwawienia. Pomyślałam, że może plamienie implantacyjne jednak w głębi siebie wiedziałam, że coś jest nie tak… Moje obawy były słuszne… Najpierw teoria lekarzy, że poronilam, później, że to następna ciąża tylko bardzo wczesna a ostatnia diagnoza lekarza mnie dobiła. Ma Pani 8 tygodniową ciążę pozamaciczną w jajowodzie. Szpital, kroplówki z lekiem, który miał usunąć ciążę a w domu płaczący za mamą roczny synek. Ile ja łez wypłakałam, ile ja nocy nie przespałam zastanawiając się dlaczego ja. Nie doszłam do siebie po tym całym zajściu. Może nie widziałam tego maleństwa, może nie słyszałam bicia jego serca ale tęsknię za tym utraconym dzieckiem. Zastanawiam się czy był to chłopiec czy dziewczynka. Niby ciąża pozamaciczna i poronienie to dwie różne rzeczy, ale chyba ból psychiczny jest taki sam. Przyczyny ciąży pozamacicznej nie znam do dzisiaj i chyba nie poznam nigdy. Siłę jako taką do życia daje mi mój synek ale to uczucie braku i pustki jest nie do wytwarzania. I ten strach czy kolejna próba nie zakończy powtórką….
Witam. Miałam 18 lat kiedy poroniłam, a było to aż 35 lat temu. Nikt nie wiedział, że jestem w ciąży. Moi rodzice byli trudnymi ludźmi, a lanie dostawała za wszystko. Pewnie gdybym donosiła moje dziecko, to jakoś by się ułożyło, ale w momencie, gdy to było „tylko” poronienie, to mogliby sobie poużywać. Zresztą mama podejrzewała, że poroniłam, bo stało się to w domu, podczas jej obecności, a ona była położną, więc tym bardziej miała świadomość tego, co się dzieje. A jednak zadała mi tylko pytanie, czy czasami nie poroniłam, a gdy ze strachu zaprzeczyłam, już nie drążyła. Ona sama miała dziwne podejście do poronień i przedwczesnych porodów, bo tak ją uczyli w szkole. Powiedziała mi kiedyś, że gdy ona się uczyła, to dzieci, urodzone nawet żywe, ale z wadami lub niedostatecznie wykształcone żeby przeżyć, po prostu kładło się na parapecie. Nie wiem dlaczego poroniłam, dzień prędzej wypiłam płyn Lugola, bo to było wtedy, gdy stała się katastrofa w Czarnobylu, może więc to zaszkodziło. Niemniej moja osobista tragedia była też moją tajemnicą. Noszę ją w sercu do dzisiaj, pomimo tego, że mam dwie dorosłe córki i wnuki. Niby życie się ułożyło, ale moje serce w jakimś małym kawałku umarło razem z moim dzieckiem, którego nigdy nie mogłam nawet przytulić, nie mogłam podzielić się swoim bólem. Nie wiem, czy to był chłopiec, czy dziewczynka, ale pomimo tylu lat, ja nadal za nim tęsknię. Nie mam też z kim podzielić się swoim bólem, bo kto zrozumie, że będąc spełnioną matką i babcią, ja nadal tęsknie za moim maleństwem?
Straciłam swoje maleństwo 2 tygodnie temu. To miał być szczęśliwy dzień… Miałam nareszcie usłyszeć dobrą nowinę. Wcześniej straciłam w 4 tyg. i 7 tyg. dzieciątka. Przeszłam badania, byłam u kilku lekarzy i dostałam zielone światło. „do zobaczenia jak Pani będzie w ciąży”. I przyszłam… przyszłam kiedy byłam w ciąży. Cieszyłam się, nie dopuszczałam do siebie… że może być coś nie tak. Beta rosła… Kiedy… lekarz robi usg. Mówi że pęcherzyk wygląda na 4 tyg. a to już miał być 7 tyg. Lekarz szuka… i zauważył dziecko, z bijącym mocno serduszkiem w jajowodzie… Ciąża pozamaciczna. Szybko do szpitala… szybko na laparoskopię… Usunięto wraz z jajowodem. Serce mi pęka. Tak bardzo chciałam zostać matką…
Tyle bólu.. to jest coś potwornego. . Bardzo mi przykro z powodu każdej straty, ja straciłam swoją córeczkę tydzień temu.. w walentynki. To była zwykła wizyta u położnej, 15tydz 2dzień ciąży. Brak akcji serca… rozwój mojej dziewczynki zatrzymał się w 13 tygodniu.. pierwsze badanie USG prawidłowe, badania w kierunku wad genetycznych idealne, a jej nie ma ;( w środę 16 lutego miałam łyżeczkowanie. Nie mogę sobie z tym poradzić, chociaż mam już jedną córkę, to ból jest tak potworny, że codziennie serce mi pęka na nowo.
Właśnie przechodzę tą stratę,jestem w jej trakcie… zaczęło się wczoraj. Ciąża była nie planowana bo stwierdziliśmy z partnerem że już mamy dzieci z poprzednich związków i teraz będzie nasz czas,jest z nami mój 9letni syn. Ale jak widać los chciał inaczej bo mimo swoich 40lat przytrafiła nam się „wpadka”…kiepski czas bo czeka nas przeprowadzka i chciałam iść do pracy ale koniec końców pogodziliśmy się z tym faktem i już planowaliśmy jak to poukładamy wszystko, powiedziałam synowi i dorosłej córce że będą mieli rodzeństwo, pochwaliłam się siostrom… wczoraj wieczorem wykonałam jeszcze 1 test by się nacieszyć tą drugą kreską. Kreska się pojawiła ale wraz z nią plamienie, dzisiaj już nie ma co ratować! Jest ciężko… ból i łzy zostały tylko !
Jestem po 6 poronieniach. Rozwój dziecka zakończył się w okolicy 7-9 tygodnia. Na jednej eizycie serduszko a na kokejnej już nic. Za każdym razem maluch był ok. tygodnia mniejszy niż wynikało to z okresu. W dwóch przypadkach doszło do wymuszenia poronienia. Jestem z mężem przebadana wzdłuż i wszerz. Raz zbadaliśmy zarodek po poronieniu. Nigdy nic nie wykryto. Lekarze załamują ręce. Ostateczna deska ratunku to in-vitro z badaniem genetycznym zarodków lub immunologia u Paśnika jednak wg lekarzy, żadna z tych opcji nie daje nam nawet 60% szans na donoszenie zdrowej ciąży. Wysiadamy psychicznie. Mąż chce już zrezygnować ze starań i wejść w antykoncepcję. Nie życzę tego nawet najgorszemu wrogowi. Jak to jest , że”chore” osoby (np. z cukrzycą, nadciśnieniem, cholesterolem, tarczycą) i ćpuni/alkoholicy donoszą i mają zdrowe dzieci a niby zdrowe osoby mają takie problemy?
Mam 36 lat gdy zaszłam w ciąże bardzo się cieszyłam. Pamiętam pierwsze badanie USG i moment kiedy usłyszałam bijące serduszko mojego maleństwa. To był 8 tydzień ciąży. Byłam bardzo szczęśliwa. Szczęście skończyło się w 11 tygodniu18.06.2022. Kiedy zobaczyłam morze krwi, to uczucie ten strach … Później słowa lekarza, że nie ma akcji serca , że dziecko nie żyje od 2 tygodni. Nie mogłam powstrzymać łez, czułam jakby to mi ktoś wyrwał serce. Teraz staram się jakoś przetrwać, ale boje się wyjść z domu, boję się wrócic do pracy boję się tych litościwych spojrzeń, pytań jak się czujesz… A jak mam się czuć przecież straciłam moje dziecko tak wyczekane i wymarzone. Mam tylko nadzieję, że mój aniołek jest w bezpiecznym miejscu i zawsze będę o nim pamietać.